Estera Hess — podróżnik, traveler, pilot wycieczek zagranicznych, explorer, lingwista. Smakosz kuchni świata, amator sportów motorowych. Łowca przygód egzotycznych, ekspert w planowaniu indywidualnych wyjazdów zagranicznych. Doradca przy wyborze kierunku wakacji.
Po raz pierwszy długo oczekiwana przez wszystkich późniejsza pobudka. Zjedliśmy pożywne śniadanie i dopiero przed 10:00 ruszyliśmy w kierunku granicy z Botswaną. Na granicy dezynfekcja butów o mokrą ścierkę, przybijanie pieczątek i po chwili znaleźliśmy się już po stronie Botswany. Przez 60 km jechaliśmy główną drogą w kierunku miasta Kasane, gdzie zameldowaliśmy się w naszych lodgach i mieliśmy 2,5 h dla siebie na basen, zakupy, lunch, odpoczynek.
O 15:00 ruszyliśmy na 3 godzinny rejs rzeką Chobe, gdzie aż do zachodu słońca wypatrywaliśmy krokodyli, hipopotamów, słoni, lwów, gepardów, hien, szakali, antylop i najróżniejszego ptactwa.Po 2 godzinach rejsu w otoczeniu dzikiej zwierzyny niczym w Narni, nagle zerwała się ogromna wichura.Wolne krzesła na statku przewracały się, obsługa walczyła z materiałowymi ścianami, które wiatr nieustannie wyrywał im z rąk, do tego po ok 5 minuch zaczęło intensywnie padać.
Pierwszy rząd naszej grupy stworzył osłonę przed wiatrem z kurtki przeciwdeszczowej, Mirela i Alina pomagały obsłudze w trzymaniu ścian bocznych, Marek korzystał z chwili załamania pogody i wyszedł na górny taras, gdzie wiało tak, że trzeba było trzymać się barierki by nie być wywianym. Krajobraz natomiast zmieniał się niesamowicie. Z jednej strony w oddali piękne pomarańczowe niebo od zachodzącego słońca, z drugiej strony bliżej nas nagromadzenie granatowych chmur,a na niebie smugi od ulewnego deszczu.
Gdy dopłynęliśmy do brzegu, deszcz powoli zanikał. Część osób poszła się przebrać. Inni już w oczekiwaniu na kolację podziwiali otaczającą nas dziką przyrodę. Dzień przyjemny i wciąż w pełnej harmonii z naturą.
