Relacje z podróży ESTA Travel - ESTA Travel
Biuro Podróży ESTA Poznań

Wenezuela 1-19.02.2015

Wodospady wstęp


11-02-2015

Pierwszy raz na tej wyprawie wstajemy przed wschodem słońca i tym bardziej jest to dla nas bolesne, przed nami bardzo wczesny lot do Puerto Ordaz.

Cóż nie ma wyjścia, szykujemy się bardzo zgrabnie, na lotnisku ślęczymy w bardzo długiej kolejce. Powoli to idzie i długi czas zarezerwowany na stawienie się przed lotem na lotnisku jest jak najbardziej zasadny, przy tym tempie pracy nie można spodziewać się szybkiej odprawy, a o kartach pokładowych tu nikt nie słyszał.

Zatem musimy odstać co swoje, potem jeszcze kontrola bagażu podręcznego i wreszcie idziemy do bramki odlotu. Za to sam lot mija nam bardzo szybko, jest jeszcze nieprzyzwoicie wcześnie dlatego większość z nas zasypia.

Lądujemy bardzo miękko, i wita nas słońce, zmieniliśmy stan jesteśmy całkiem blisko granicy z Gujaną.

Przejazd na śniadanie do naszego hotelu, udaje się nam także wynegocjować pokoje i dzięki temu możemy wyszykować się ze spokojem na zwiedzanie.

Jako pierwszy punkt programu rejs łódką po rzece Caroni i Orinoko.

Niedaleko stąd jest także spotkanie obu tych rzek, które ze względu na różną temperaturę wody i gęstość nie mieszają się płynąc tak obok siebie w dwóch różnych kolorach przez około 2-3 kilometrów.

Mamy piękne słońce i bardzo wyraźnie widać różnicę pomiędzy rzeką czarną – Caroni i brązową  Orinoko.

Potem podpływamy pod wodospady najpierw Cachamay a potem La Llovizna, oba są naprawdę ładne, oczywiście to dopiero przymiarka do tego co czeka nas jutro, bo Salto Angel – najwyższy wodospad świata dopiero przed nami ale powoli.

Po sesji zdjęciowej przy wodospadach i znowu mgiełce, która nas moczy dokumentnie płyniemy nad rzekę, gdzie przybijamy do cudnej plaży. Wprawdzie wszyscy schodzimy na ląd ale tylko ja kusze się na przepyszną kąpiel w rzece.

Jest cudnie, woda bardzo ciepła do tego przyjemna bryza.

Wreszcie zrelaksowani wracamy na południowy upał do hotelu. Tu zaszywamy się na chwilę a popołudniem umawiamy się na spacer w obu parkach. Właściwie początkowo zamierzamy zwiedzić tylko pierwszy, ale ponieważ idzie nam bardzo zgrabnie to wykorzystujemy także czas by przejechać do la Llovizny. Tutaj wprawdzie musimy skorumpować panów policjantów, którzy zamierzali właśnie zamknąć bramę wjazdową, w Wenezueli jednak pieniądz rządzi godzinami otwarcia też.

Nasz przewodnik zbija cenę za wjazd a my w tym czasie pozujemy do zdjęć z ciekawskim koati, który swym śmiesznym nosem obwąchuje nas bardzo starannie wyraźnie przyzwyczajony do obcowania z ludźmi. Mieliśmy super plan z parkami oglądanymi także z lądu bo z tej perspektywy wodospady wyglądają imponująco.

Na kolację jedziemy do miasta, restauracja dziwna, menu jeszcze bardziej, zawężone do kilku dań, które pan nam spisuje na karteczce. Ale jedzenie ogólnie nie najgorsze, choć stale czeka nas wiele niespodzianek.

Wieczorem wreszcie się ochładza i jest przyjemnie. Do tego już jutro lecimy do Canaimy.

Pojechali i napisali: