Relacje z podróży ESTA Travel - ESTA Travel
Biuro Podróży ESTA Poznań

Izrael 9-19.06.2015

Hello Ejlat


17-06-2015

Nie przesadzał właściciel hotelu mówiąc, że warto na noc zamknąć okiennice, bo tuż obok znajduje się największy w mieście meczet i z pewnością zawodzący, ale i śpiewny zarazem głos muezina obudzi nas o 4:30. Miał rację w połowie, Asię udało się mu obudzić, ja grzecznie spałam…

Rankiem czeka na nas niespodzianka, na tarasie tuż przed wejściem do naszego pokoju śniadanie. Widok unikatowy, bo na kościół Narodzenia. Stół ugina się od przysmaków lokalnych: zatar, sery różne, marmolady i konfitury własnej roboty, pieczywo, falafel, kawa z kardamonem i możemy jeszcze nawet ekstra zamówić jajka.

Wspaniały poranek, my biegniemy raz jeszcze na główny plac, by zobaczyć Kościół Narodzenia wraz ze żłóbkiem, bez kolejki. Kościół cały w rusztowaniach, ale miejsce wyjątkowe. Trochę z żalem dajemy się odwieźć do garażu, odbieramy nasze autko i już dużo pewniej dzisiaj wyjeżdżamy z Palestyny. Zanim jednak na dobre wrócimy do Jerozolimy, rozochocone swoją odwagą jedziemy na zwiedzanie Herodionu. Wspaniały widok z góry, bardzo ładny krótki poglądowy film z podpisami po polsku, miejsce z pewnością warte polecenia.

Czas na długi przejazd, kończy się powoli nasza trasa, dzisiaj jedziemy najbardziej na południe, czyli do Ejlatu. Zarówno Asia, jak i ja byłyśmy już bliziutko tego miejsca, bo w Akabie, ale bez Ejlatu nasz objazd Izraela nie byłby pełny. Zatem w drogę. Najpierw w kierunku Jerycho, potem zjeżdżamy poniżej poziomu morza i widać z daleka Morze Martwe. Wzdłuż morza jedziemy do Masady. Jest gorąco, nawet bardzo, 38 stopni to rekord jak dotąd.

Oszczędzamy sobie trudu podejścia i wjeżdżamy na szczyt wzgórza kolejką linową. Miasto wygląda okazale mimo tego, że wokół nas same jego pozostałości.

Przed upalnym słońcem nie ma jak się i gdzie schować. Obchodzimy całe miasto, poznając jego zakamarki i tajemnice.

Posilamy się i zbieramy siły na dalszą drogę. Morze Martwe, tu piekło, jest tak gorąco, że odechciewa się nam wychodzić z klimatyzowanego samochodu. Nie ma mowy o postoju i kąpieli, poddajemy się. Ejlat – 200 kilometrów po pustyni. Ruch niewielki, droga prosta, bardzo szeroka i wygodna, jedziemy.

Temperatura sięga 39 stopni.

Samo miasto robi dobre wrażenie, wybrałyśmy mały butikowy hotel tuż obok plaży, ta niestety nie znajduje uznania w naszych oczach, brudna i zaniedbana. Za to promenada z mnóstwem sklepów, kawiarni, restauracji jest miłą alternatywą na wieczorny spacer w poszukiwaniu wytchnienia.

Ceny niższe niż na terenie Izraela do tej pory. Rozsiadamy się na jedzonku i zimnej lemoniadzie.

Zachodzi słońce, góry wokół zatoki przybierają piękny czerwony kolor wygląda to bardzo efektownie.

Pojechali i napisali: