Relacje z podróży ESTA Travel - ESTA Travel
Biuro Podróży ESTA Poznań

Izrael 9-19.06.2015

Jerozolima od środka


15-06-2015

Niedziela. Z rozpiską przed nosem ruszamy na zwiedzanie miasta. Na dzisiaj bardzo ambitny plan Jerozolima. Zaczynamy od zupełnie pustej Jaffa Street, to główna ulica miasta i do tego o tej porze jeszcze całkiem pusta.

Zmierzamy do Bramy Jaffa i tu wchodzimy na Stare Miasto. Ruch tutaj już dość spory. Mając jasne priorytety ruszamy najpierw do Ściany Płaczu. Każdy z nas ją sobie jakoś wyobraża. My też mamy swój obraz przed oczami. Najpierw jednak kontrola, prześwietlamy nasze bagaże. Na placu głównym trochę nieśmiało przyglądamy się innym turystom co nam wolno a czego nie. Okazuje się, że możemy podejść pod samą ścianę jedynie co to po stronie zarezerwowanej tylko dla kobiet. Tu rzeczywiście widać gorliwie modlące się Żydówki, niektóre z nich siedzą inne stoją, mają swoje święte teksty zapisane w małych modlitewnikach, na kartkach, na obrazkach, niektóre z nich z nosem dosłownie włożonym do książek kołyszą się rytmicznie oddając pokłony przed ścianą.

Czuć tutaj wyjątkową atmosferę, nie brakuje oczywiście także turystów z aparatami, ale jakoś wszystkich zapędy poznawcze tutaj słabną, nikt z nas nie chce przeszkadzać modlącym.

Zresztą uprasza się o zawieszenie głośnych rozmów i nieprzeszkadzanie innym.

Zaskakuje nas młoda dziewczyna z informacji przy Ścianie Płaczu, która zapytana o meczet Al Aksa, wyraźnie zaznacza, że nie wolno jej o tym rozmawiać. Absurdalny zakaz, tym bardziej że kopuła meczetu prawie przylega do Ściany Płaczu.

Zatem „na nos” idziemy do Dzielnicy Muzułmańskiej szukając wejścia, na placu bardzo dużo młodzieży izraelskiej, ubranej w mundury z długą bronią. Czy to tylko turyści, czy ochotnicy do pomocy?

Specjalne bardzo małe i trudne do znalezienia przejście wiedzie do budki, gdzie jest kolejna kontrola naszych toreb, aparatów, strojów. Panowie mili, choć zaglądają do najmniejszych torebek, może to tak dlatego tylko teraz, bo akurat część placu jest odnawiana, ale widać tu walkę o ważność religii. Wreszcie przez drewniany korytarz docieramy do wejścia na plac Dzielnicy Muzułmańskiej, zostawiamy za sobą tarcze do bojówek ulicznych i zasieki.

Brama, wstęp za darmo podobnie jak do większości budynków na terenie Jerozolimy, ale wyłapuje nas jeden z opiekunów przy wejściu i nakazuje się nam okryć. Jesteśmy zaskoczone nakazem, wiedząc co dzisiaj zwiedzamy mimo upału jesteśmy ubrane bardzo odpowiednio, nie wymaga się tu nakrycia głowy, którego rzeczywiście nie mamy, ale panu chodzi o szal. Ja długi rękaw i bluzka pod samą szyję, długie spodnie, nic nie przylega nic niczego nie odsłania, nie prześwituje. Asia bardzo podobnie. Jednak pan zwiadowczo macha do swojego kolegi przy wyjściu, który tylko czeka na jego skinienie i przejmuje nas informując, że jesteśmy nieodpowiednio ubrane i nam sprzeda albo wypożyczy za 30 szekli, czyli ok. 30 zł kawał szmaty do przykrycia. Protestuję. Rzeczowa dyskusja zamienia się w pyskówkę, każe nam wyjść.

Próbuje jeszcze zapytać o to ochroniarza w mundurze, kieruje nas znowu do wejścia, widzę jeszcze nadzieję w izraelskiej żołnierce, ta też rozkłada ręce jakby potwierdzając, że jej moc kończy się przed murem. I tyle? Tak łatwo mamy odpuścić.

Lubię Muzułmanów, szanuję ich religię, niejedno z nimi przeżyłam i tym bardziej boli mnie, że Żydzi przyjęli nas bardzo wylewnie, dzielnica Chrześcijańska z księżmi z Etiopii, Syrii, Grecji, Rosji, Polski wszyscy nader miło, otwierali każde nawet już zamknięte drzwi, Ormianie gościli nas po królewsku a tu taki sobie „chłystek” przy bramie próbuje zarobić na przestraszonych turystkach i to w jakiej formie, wywalił nas po prostu za mury.

A czas biegnie, zaraz zamkną teren dla zwiedzających. Co robimy? Rozsądek mówi, że daruj sobie, ale serce przewodnika i turysty: musisz to zobaczyć.

W sklepiku obok szybko szukamy szali. Pan chyba widząc nasze poddenerwowanie od razu wyjmuje chusty za 10 szekli i kupujemy. Jednak nie ma drogi na skróty, musimy na nowo przeparadować przed Ścianą Płaczu, iść do kontroli bagażu, przejść drewnianym mostkiem na plac i na nowo wejść na plac, Z chustami bezzasadnie założonymi na nasze nienagie ramiona wchodzimy na plac. Ofiarą staje się teraz inna turystka, która zostaje tak jak  nieudanie my zmuszona do zakupu szmaty.

Mam niemałą satysfakcję, kiedy paradujemy przed nosem naciągaczowi w chustach. Udaje, że nas nie widzi, niemożliwe spryt każe mu spuścić głowę. 1:0 dla nas. Oj tu powinno paść niejedno słowo, które nie pasuje do takiej relacji. Ależ mnie wpieklił.

Za to już sam meczet i Świątynia na Skale prezentują się cudownie. Nie wolno nam tam wchodzić, obie zarezerwowane są tylko dla muzułmanów, ale i sam plac, widok dookoła są warte zobaczenia. Poza tym ta złota kopuła jest symbolem całej Jerozolimy. Do tego historia tego miejsca – wszystko należy zobaczyć i spróbować zrozumieć.

Jest 10:50, kiedy zaczynają nas wypraszać z placu, mimo tego, że oficjalne godziny pozwalają na pobyt do 11 i znowu nie robią tego bardzo elegancko. Już nie słuchamy, robimy swoje.

Resztę planów musimy zgrać z godzinami otwarcia poszczególnych kościołów. Najpierw jednak przerwa na ciastko, soczek i kawkę.

Tuż obok Brama Syjonu i kilka bardzo istotnych zabytków. Idziemy i po kolei zwiedzamy wszystko. Najbardziej wesoło jest przy samym Grobie Dawida, gdzie akurat natrafiamy na grupkę Żydów, którzy wesołymi piosenkami chwalą Pana.

Przechodzimy do Bramy Lwa i Góry Oliwnej. Po drodze coś chłodnego do picia lemoniada z miętą. Pysznie smakuje i wygląda a jak skutecznie chłodzi. Stajemy u stóp Góry Oliwnej i patrząc na długość podejścia jednak się podajemy. W tym upale to jednak wysiłek ponad nasze siły. Ale oczywiście, nie rezygnujemy z chęci zobaczenia góry i jej zbytków. Udajemy się teraz do naszego hotelu. Po drodze oczywiście lunch w bardzo lokalnej, ale przez wielu wymienianej za najsmaczniejszą jadłodajnię z humusem i falafelem. Rzeczywiście to nasz numer 1 także na liście cen za posiłek.

W hotelu mamy tylko chwilę, by się przebrać i zabrać mapy. Mamy ambitny plan, by zobaczyć Yad Vashem – miejsce poświęcone tematowi holocaustu.

Muzeum  jest bardzo nowoczesne, przestronne i robi ogromne wrażenie, dużo tu sal i wzmianek poświęconych Polsce.

Tuż przed 18 udaje się nam dotrzeć ponownie na Górę Oliwną, teraz już łatwiej wspiąć się samochodem, by zobaczyć otwarte jeszcze świątynie. Resztę planujemy na jutro.

6 dni jedzenia soczewicy pod każdą postacią i sosu sezamowego zmusiło mnie do przełamania smaku drastycznie, dzisiaj sushi na kolację.

A wieczorem, kiedy już zrobiło się całkiem ciemno ruszamy na Górę Oliwną by zobaczyć z punktu widokowego Jerozolimę nocą. Warto było, mocno wieje, ale widok jest niezapomniany. I złota kopuła, której na pewno długo nie zapomnimy…

W Jerozolimie tylko 20 stopni — jak przyjemnie…

Pojechali i napisali: