Relacje z podróży ESTA Travel - ESTA Travel
Biuro Podróży ESTA Poznań

Izrael 9-19.06.2015

Piątek = szabas


12-06-2015

I mamy szabas, ale nie od rana, dlatego zapełniłyśmy go sobie do ostatniej pracującej minuty.

Najpierw bardzo smaczne śniadanie z widokiem na Jezioro Galilejskie. Potem próba skontaktowania się z informacją turystyczną, rzekomo pracującą już od 9, w praktyce okazało się, że pan dotrze, ale dopiero około 10:00. I tak w końcu wydał się zupełnie zbędny, ponieważ nie naniósł żadnych poprawek względem naszej rozpiski, jedyne co to pokiwał głową z akceptacją co do planów i dał mapkę z adresami i nazwami winnic – po hebrajsku…

Ale niewzruszone ruszyłyśmy dalej, na północ do Safed. Ma być bardzo żydowsko, kabała i artyści. I wszystko się zgadza. Żydów i to ortodoksyjnych bardzo wielu, jeszcze ruch na ulicach, największy jednak w piekarniach, gdzie na wielkie torby kupują dzisiaj chałki na kolację odświętną. Poza tym dzieciaki powoli kończą szkoły, wylegają w mundurkach na ulice i zmierzają do domów.

My z nosem w przewodniku znajdujemy stare miasto i odwiedzamy synagogi, znajdujemy także galerie, ale te jak wszystko w Izraelu wydają się nam bardzo drogie. Choć rzeczy tu oferowane, szczególnie biżuteria są przecudne. Nie możemy oderwać oczu od bransoletek, kolczyków, naszyjników, we wszystkich kolorach, pięknie prezentują się w gablotach, jednak rozsądek każe zapomnieć o wydatkach, nawet po odjęciu podatku VAT ceny są wyższe niż w naszych galeriach kilkukrotnie. Na pocieszenie znajdujemy kawę mrożoną i szukamy soków z granata, z pewnością też sporo droższych niż nasza polska edycja. Ale pić musimy.

Po bardzo udanej wizycie w Safed w drodze do Tyberiady mamy listę wielu bardzo świętych miejsc. Udaje się nam odwiedzić je wszystkie, zatem wracamy do historii objawienia, przemienienia, rozmnożenia i wielu jeszcze innych biblijnych opowieści, które rozgrywają się właśnie tutaj nad Jeziorem Tyberiadzkim.

Nie jesteśmy już same dzisiaj na szlaku, ale tłumów, których się spodziewałyśmy także brak. Zatem jest szansa, by wszystkiemu przyjrzeć się z bliska.

Przed nami pierwsze tankowanie i choć to rutynowa czynność w Polsce to tutaj okazuje się nie lada wyzwaniem, bo jak zatankować, kiedy wszystko pojawia się na ekranie dystrybutora po hebrajsku. Ale na szczęście pan tankujący obok był biegły w „robaczkach” i szybko objaśnił nam kolejne kroki postępowania przy tankowaniu z kartą.

Bogatsze o kolejne doświadczenia wracamy do Tyberiady. 33 stopnie dają się we znaki, jednak dobrze, że to akurat dzisiaj przypada szabat, może i byśmy jeszcze jeździły i zwiedzały, ale wszystko pozamykane. Na ulicach pustki.

Kiedy szukamy czegoś do jedzenia, musimy przejść całe miasto, od razu dodajmy, że Tyberiada to nie Nowy Jork i aż tak się bardzo nie nachodzimy, ale je się dzisiaj tylko w 3 miejscach, a wczoraj dla porównania w 40.

Zatem nie wybrzydzamy, zupa cebulowa – mało lokalna, ale już kebab i falafel, tahina i humus oczywiście jak najbardziej stąd.

Objedzone i uduchowione wracamy na wypoczynek do hotelu. Z okien i tarasu widok na Jezioro. Jutro Jerozolima, oczywiście nie tak od razu, bo po drodze sporo małych przystanków.

Pojechali i napisali: