Relacje z podróży ESTA Travel - ESTA Travel
Biuro Podróży ESTA Poznań

Uganda 2-17.11.2015

Pływamy po jeziorze


06-11-2015

Od rana budzą nas ptaki, Nasz hotel jest położony nad samym brzegiem jeziora, zanim otworzę drzwi balkonowe już słyszę pełen zachwytu głosy Wioli i Jarka zapowiadające stado wydr bawiące się w wodzie przed nami. Rzeczywiście jezioro to słynie z obecności tych zwierzaków.

Poza nimi co jakiś czas z dumnie rozpostartymi skrzydłami przelatują żurawie koroniaste. Słońce mieni się w spokojnej tafli jeziora zapowiadając piękny dzień, taki potrzebujemy bo na pośsniadaniu mamy zapowiedzianą wycieczkę łodzią.

Śniadanie mija dość szybko, jesteśmy wysoko więc na zewnątrz jeszcze rześko, ale szybko pierwsze promienie słońca niosą ze sobą ocieplenie.

Nasz przewodnik i łódka gotowi, płyniemy. Po drodze poznajemy historię tego miejsca, spotykamy sporo ptaków, przepięknie prezentują się zielone pola uprawne, sporo tu tyczek, wokół których pną się fasola i groszek, jest kasawa, po łodziach wypełnionych kapustą zakładamy, że sezon kapuściany w pełni.

Bananowce posadzone na całkiem stromych zboczach wyglądają równie okazale.

Docieramy do jednej z wiosek mijając po drodze piękne wielkie i dorodne papirusy. Polna ścieżka i to całkiem spory kawałek biegną dzieciaki, które zwabione nasza obecnością chcą nam towarzyszyć w wizycie.

Najpierw strome podejście pod górę, zdobywamy trasę dzieląc ją na trzy łatwiejsze odcinki. Sapiemy, ale to dobry trening przed jutrzejszymi gorylami.

Oczywiście dzieciaki ochoczo łapią nas za ręce i oferują swą żarliwą pomoc.

Pierwszy oficjalny przystanek to tutejsza szkoła dla sierot i dzieciaków przesiedlonych Pigmejów. Znam ją bo byłam tu przed rokiem, wiem, że należy spodziewać się ciepłego przyjęcia. Oczywiście na widok mzungu, którzy pojawili się na placu przed szkołą, cały ruch w klasach zamiera i wszystkie dzieciaki od tych najmniejszych sześcioletnich, po te większe zbierają się by nam śpiewać i tańczyć. Wpisujemy się do pamiątkowej księgi, przekazujemy trochę grosza, mamy słodycze i długopisy. Zaglądamy do klasy, która skromna ale wypełnia się ciekawskimi dzieciakami, i od razu staje się bardziej przytulna.

Potem na górce mała społeczność Pigmejów, przesiedleni z lasu w Bwindi nie potrafią sobie zbyt dobrze poradzić ze zmianą i jakoś nie napawają optymizmem oraz chęcią szybkich zmian na lepsze. Ci też nam tańczą i śpiewają, mamy także mini sklepik z wyrobami tubylców.

Zejście do łodzi w asyście dzieciaków z wioski i odpływamy. Jeszcze cały czas wspominamy maleństwo, które wtuliło się w Wiolę, kilka dziewczyn, które wyjątkowo się do nas przytuliły, białe zwykłe chusteczki, które Dorota dała dzieciom do zabawy, a te tańczyły z nimi, kładły sobie na głowę, itd.

Słońce grzeje, łapiemy pierwsze kolory. W hotelu tylko szybkie pakowanie bagażu i szybki lunch, co nie znaczy, że mały albo niesmaczny. Znowu szalejemy jeśli chodzi o wybór dań, a potem to już tylko skutki…

Ruszamy do Bwindi nieprzeniknionego lasu przy granicy z Ruandą i Kongo. Przed nami największa atrakcja Ugandu i na pewno długo wyczekiwany dzień czyli goryle.

Ale najpierw trzy godziny po szutrach, ponieważ i tu popadało całkiem zdrowo, droga mocno rozmiękła, wielkie koleiny, nasze wielkie i ciężkie auta tańczą na drodze. Jednak wprawni kierowcy dają sobie świetnie radę. Dokładamy i my cegiełkę, bo za każdym zakrętem pojawiają się widoki, które nie pozwalają na przejechanie obok bez zatrzymania się. Rozpoczęły się wielkie plantacje herbaty, zielone krzewy w kępkach wyglądają z daleka jak regularne kropki. Zatrzymujemy się by uchwycić widoczną granicę pomiędzy polami uprawnymi a parkiem narodowym, potem jeszcze kilka razy, przy każdym postoju zupełnie niewiadomo skąd pojawiają się liczne dzieci. Jedne nam śpiewają, inne chcą sprzedać swoje obrazki najczęściej przedstawiające goryle.

Docieramy do lodży jeszcze przed zachodem słońca i to świetna wiadomość, bo nasze pokoje mają mini tarasiki, które wychodzą na ścianę lasu. Chmury i tajemnicza mgła układają się pomiędzy koronami wysokich drzew tworząc tym samym przeplatankę.

I leje, ale teraz już może, przed nami na dzisiaj tylko kolacja, jakże wyborna po raz kolejny, a potem odprawa przed jutrzejszym tropieniem goryli.

Pojechali i napisali: