Relacje z podróży ESTA Travel - ESTA Travel
Biuro Podróży ESTA Poznań

Sri Lanka Sylwester 28.12.2015-10.01.2016

Shopping i Dambulla


05-01-2016

Na każdej wyprawie musi nastać taki dzień, kiedy padnie decyzja, że kupujemy pamiątki. My zdecydowaliśmy się na to w dniu dzisiejszym. Wyspani, najedzeni, ruszyliśmy do Kandy, odwiedzając najpierw fabrykę rękodzieła z drewna, następnie sklep z lankijskimi ubraniami i jedwabnymi obrazami, później ścisłe centrum miasta, gdzie każdy z nas miał półtorej godziny dla siebie. Z początku wydawało się to dużo czasu, później jednak, gdy odwiedziliśmy kilka sklepów, chętnie przedłużylibyśmy nasz pobyt tam. Udało się znaleźć czas na wizytę w kościele chrześcijańskim, zakup papieru jako podarunku dla szkoły tamilskiej, pyszną kawę, zakup spodni i sukienek oraz pierwsze kosztowanie pierogów indyjskich - samosów, które również na Sri lance są bardzo popularne. Na koniec, wizyta warsztacie batiku, gdzie pokazano nam proces powstawania tych niezwykłych obrazów i skuszono do zakupu batiku z ważnym elementem lankijskich świątyń - kamieniem księżycowym. Dość już tych zakupów, ruszyliśmy w dalszą drogę. Na trasie kolejne niespodzianki: najpierw kosztowaliśmy wyczekiwanego przez wszystkich duriana. Andrzej, Iwona i Ola, którzy próbowali tego owocu po raz pierwszy, stwierdzili, że jest całkiem smaczny. Gdy ja i Marysia spróbowałyśmy, powiedziałyśmy zdecydowane nie - to nie jest ten durian. Okazało się, że sprzedano nam ten jeszcze nie do końca dojrzały, który nie miał ani zapachu, ani konsystencji właściwego "śmierdzącego" owocu. Próba numer 2: Nisza zakupił kolejnego duriana na stoisku naprzeciwko. Gdy położyliśmy owoc obok Andrzeja, po 5 minutach cały samochód wypełnił się przenikającym zapachem mięsa, nieświeżych skarpetek, czy też pleśniowego sera. To jest to - odrzekłyśmy z Marysią. To jest prawdziwy durian! Zapowiedzieliśmy, że degustację zrobimy po kolejnej niespodziance - ogrodzie przypraw! Zatrzymaliśmy się przed kolejnym już zaczarowanym ogrodem. Do zielonego raju wprowadzało nas 6 panów, którzy przed naszym przyjazdem nie mieli zbyt dużo do roboty, poza staniem w cieniu pod drzewem i rozmową. Przywitał nas lokalny przewodnik i zaprosił na podróż po naturalnym centrum zdrowia. W tym ajurwedyjskim ogrodzie każdy mógł znaleźć coś dla siebie. Najpierw przyprawy w naturze: Pieprz, wanilia, cynamon, gałka muszkatałowa, goździki, kardamon, kurkuma, chili, następnie drzewa endemiczne, zioła,nasiona i owoce: kakaowiec, kawowiec, ananas, dżakfrut, durian, drzewo sandałowe i wiele innych, na koniec szkoła ajurwedy dla każdego. Usiedliśmy naprzeciwko naszego nauczyciela, rozpoznając po kolei kolejne olejki zapachowe: jaśminowy, cynamonowy, chanel. Niespodziankom nie było końca. Po chwili do każdego z osobna podszedł jeden uczeń szkoły ajurwedy i zaczął się niespodziewany masaż na siedząco. Najpierw twarz i głowa, szyja, ramiona, kręgosłup, ręce i na koniec nogi. Mieliśmy na sobie niezliczone ilości olejków zapachowych: w jednym miejscu rozgrzewających, w innym chłodzących. Po zmieszaniu odpowiednich ziół i nasion, uzyskujemy kremy cud na porost włosów, nawilżenie, odmłodzenie, poprawienie krążenia, poprawienie perystaltyki jelit, niwelację bólu, a nawet na depilację. Czy ktoś z Was wpadłby na to, że jednym ze składników kremu cud do depilacji jest kardamon? Potrzebowaliśmy ochotnika, by sprawdzić, czy krem faktycznie działa. Był nim nasz rodzynek: Andrzej. Udostępnił dolną część nogi, by nałożyć niewielką warstwę kremu. Po 10 minutach nasz przewodnik starł krem kawałkiem materiału. Noga w miejscu nałożenia kremu była gładka - efekt stuprocentowy! Podobno po 3 miesiącach można mieć efekt długotrwały. Chcecie wypróbować? Na koniec naszej godzinnej wizyty zostaliśmy poczęstowani durianem, który zakupiony został na drugim straganie. Sprawdziły się wszystkie opisy, dotyczące tego owocu. Jeden kawałek każdemu w zupełności wystarczył. Niektórzy nawet nie dojedli do końca,ale śmiechu przy tym było sporo. Zachwyceni naszym przewodnikiem, masażem i tym co zobaczyliśmy, poczuliśmy oraz smakowaliśmy z chęcią wybraliśmy się do sklepu by kupić wyjątkowe olejki, kremy, przyprawy i herbaty.Tym oto akcentem zakończyliśmy część zakupową naszego dnia. Czas na trochę historii. Na pół godziny przed zachodem słońca pojawiliśmy się w miejscowości Dambulla, gdzie wspięliśmy się na wyjątkową skałę, w której znajduje się świątynia składająca się z pięciu jaskiń pełnych posągów Buddy i malowideł. Było to miejsce ukrywania się jednego z królów Anuradhapury w I w. p.n.e. Niektóre malowidła ścienne zachowały się w niezmienionym stanie do dziś. Na szczycie obserwowaliśmy zachodzące słońce oraz widoczną z oddali Lwią skałę Sigiriya. Później dokładnie przyjrzeliśmy się każdej świątyni, kończąc zwiedzanie dokładnie gdy robiło się ciemno i zaczął padać delikatny letni deszcz. Do hotelu mieliśmy już 10 km. Ostatni odcinek był szczególnie interesujący, gdyż pokonywaliśmy go przejeżdżając przez kaskadę wodną i zastanawiając się, czy siła wody przypadkiem nie zepchnie naszego samochodu do rwącej rzeki. Na szczęści Nisza jest mistrzem kierownicy więc nic takiego się nie stało. Kolejny dzień pełen wrażeń. Aż trudno będzie zasnąć, a jutro znowu wczesna pobudka. Na spokojny wieczór dostaliśmy do skosztowania piwo imbirowe. Do tego pyszna kolacja, podczas której z nowych owoców pojawiły się gujawa i marakuja, a z dań nasze ulubione curry oraz ryż z owocami morza. Czas na regenerację!

Pojechali i napisali: