Relacje z podróży ESTA Travel - ESTA Travel
Biuro Podróży ESTA Poznań

Floryda 19.07-08.08.2016

Miami dzień 2


21-07-2016

Budzi nas piękne słońce, a my po zmianie czasu wyjątkowo dobrze śpimy i wstajemy dopiero przed 7.00. Idealnie się składa, śniadanie w naszym hotelu podawane jest od 7:30, jesteśmy pierwszymi gośćmi, większość schodzi na śniadanie dopiero około 9:00.

W ogóle z tym czasem to niezłe zamieszanie, okazuje się, że Miami żyje zupełnie inaczej niż każde inne duże miasto, budzi się około 11 i zasypia ok. 4 nad ranem. Przekonujemy się po dziwnych dla nas godzinach płatnych parkingów, które mają bezpłatną przerwę między 3 w nocy a 9 rano, po happy hour w barach, gdzie godziny wydają się nam mocno nieprzyzwoite, ale jako rodzina z małymi dzieciakami jesteśmy niedopasowani klimatem do pozostałych gości na ulicach. Tu dominują kluby, dyskoteki, fancy restauracje i jadłodajnie, plaża zapełnia się dopiero około południa, czyli wtedy kiedy my z niej schodzimy, bo robi się zbyt gorąco.

Trochę inne zainteresowania i od razu inny odbiór tego samego miasta. My oczywiście po śniadaniu od razu ruszamy na plażę, z pełnym wyposażeniem, dmuchanych zabawek, piłek, materacyków, ręczników, itd. Rozkładamy się nad samą wodą, która prócz pięknego koloru jest niebiańsko ciepła. Oczywiście w zestawieniu z temperaturą powietrza, która rano już wynosi 32 stopnie wydaje się być chłodna, ale z pewnością mierzy zaledwie 2-3 stopnie mniej. Oswajamy się z falami, budujemy zamki na piasku, idziemy na spacer wzdłuż oceanu. Jest pięknie. Wprawdzie dwóch tygodni byśmy tak nie wytrzymali ale te kilka dni możemy sobie wyobrazić częściowo na plaży. Dzieciaki przeszczęśliwe a my razem z nimi. Jednak nie tylko plaża zamierzamy żyć nawet w Miami. Najpierw wykąpani i wcale nie spaleni na słońcu wybieramy się na lunch. Mamy jasno określone preferencje żywieniowe: rybka albo małe kurczaczki. Z pomocą nadchodzi zwykła jadłodajnia prowadzona przez Meksykankę, która ma wszystko co chcemy i do tego wielki uśmiech i serce dla dzieci. Gościmy się po królewsku, o tyle ciekawiej, że obok nas siedzą miejscowi, nie ma tu żadnych turystów, którzy jeśli jedzą coś o tej porze to wybierają restauracje na modnych tutejszych ulicach.

A my jemy świeżo, smacznie i dobrze. W pokoju hotelowym czas na krótką drzemkę, krótką bo wszystko musimy dopasować pod godziny otwarcia Villi Vizcaya. Poleciła mi to miejsce Patrycja na swoim blogu: http://www.tedyiowedy.pl/  opisała pobyt w Miami. Poczytałam, wypisałam sprawdzone miejsca i teraz czas byśmy ich śladem zobaczyli te najciekawsze miejsca. Docieramy bez GPS do centrum miasta, Miami jest naprawdę świetnie oznakowane a że żadne z nas nie jest uzależnione od sprzętów i nawigacji mamy frajdę z czytania mapy, przy okazji uczymy jak się nią posługiwać Basię a nawet już trochę Olka. Oczywiście upał jest ogromny, powietrze bardzo wilgotne i trzeba mieć mocną motywację by zwiedzać cokolwiek, Villa okazuje się świetnym przykładem sztuki weneckiej, jednym słowem wybudowano tu budynek zdobiąc go i wyposażając na wzór największych willi w Europie. Jest bardzo ładny i ciekawy, szczególnie w tym miejscu. Do tego piękne ogrody, misternie poprzycinane krzaki, kwiaty, oczka wodne, fontanny. By znaleźć jakieś wyjście dla dzieciaków aby chciały zwiedzać dalej tropimy jaszczurki, na szczęście jest ich tu pod dostatkiem, do tego bardzo kolorowe i różnorodne. Przy wodzie odnajdujemy wielką iguanę, pozuje na wprost nas najpierw chodząc po murku, a potem przenosi się na gruby konar nad rozlewiskiem. Tuż obok znajdujemy pierwszego na trasie aligatora, nawiązujemy pierwsze znajomości z miejscowymi którzy tez zwiedzają i podrzucają nam kilka wskazówek gdzie szukać kolejnych zwierzaków.

Willa bardzo warta polecenia i zobaczenia. Czas na powrót ale naokoło. Oczywiście jest ku temu powód, chciałabym zobaczyć wszystkie najważniejsze dzielnice Miami, i zatrzymać się na dobrą małą kawkę w Little Havana. Docieramy tam klucząc kilkukrotnie, ale nie ma tego złego: po drodze mijamy wiele willi, domów prywatnych, mamy lepszy pogląd na to jak wyglądają lokalne bogate domy. W hotelu tylko na chwilę, przebieramy się i mimo zmęczenia ruszamy nad wodę. Maciek towarzyszy nam tylko do promenady i wybiera się na bieganie. My bawimy się na placu zabaw a potem idziemy na plażę. Jest nadal bardzo ciepło, woda o tej porze wydaje się być jeszcze przyjemniejsza. Baśka szalej w falach, Olek wypatruje kolejne samoloty.

W komplecie wracamy na noc do hotelu. To z pewnością zaleta mieszkania tuż na plaży.

Pierwszy dzień a widzieliśmy kawał Miami.

Pojechali i napisali:

PFR