Relacje z podróży ESTA Travel - ESTA Travel
Biuro Podróży ESTA Poznań

Floryda 19.07-08.08.2016

My na Key West!


22-07-2016

I znowu budzimy się około 7:00. Niech tak już zostanie, lubię długie poranki. Śniadanie, nad tym zawsze najbardziej boleję w USA. Hotele super, warunki bardzo dobre, świetna lokalizacja i kawa z papierowych kubków i serek Filadelfia z małych pudełeczek na jeden raz. Do tego bajgle na sucho i muf finy. Tego zdecydowanie nie lubię w Stanach.

Ale ponieważ nie ma inaczej, jest jak jest. Szybko wracamy na komisyjne smarowanie ciałka filtrami i na plażę. Nocą lało jak z cebra, grzmoty, błyskawice, deszcz bez końca, chmury nad nami jeszcze nie do końca odsłoniły błękitne niebo, ale co tam, z pewnością to tylko chwilowe. Tak się nam wydawało, ale były to życzenia bardzo na wyrost. Udało się nam dojść zaledwie do promenady, kiedy lunęło naprawdę mocno. Dobra decyzja Maćka, że nie chciał jak ja stać pod daszkiem i czekać aż deszcz ustanie. Biegiem wróciliśmy do hotelu a deszcz nadal leje. Zatem nie ma co czekać na pogodę w Miami, decydujemy o wcześniejszym wyjeździe. Zanim jednak na dobre wyruszymy z miasta jedziemy jeszcze przez Ocean Drive do samego końca. W Publixie mała zakupy przekąsek i ruszamy na Key West. To najdłuższy odcinek na naszej trasie. Mamy do pokonania prawie 250 kilometrów. Droga banalna, bo niteczka jedyna, więc pomylić jej z niczym nie można, ruch dość spory, czwartek popołudnie, może to wstęp do weekendu?

Po drodze oczywiście pogoda w kratkę, ciepło się nie zmienia i choć na termometrze w samochodzie widzimy różnice w Farenheitach nawet o 25 stopni, dla nas jak gorąco było tak gorąco jest.

Przystajemy na lunch w Islamorada, oczywiście ryby i owoce morza to się nie zmienia. Zajadamy się smakołykami. Potem obowiązkowy spacer po małym porcie, akurat pora kiedy wracają wielkie łodzie z połowu grubej ryby. Mamy okazję zobaczyć połów wielu z tych łodzi, naprawdę imponujący. Kapitan filetuje i obdziera ze skóry kolejne sztuki. Potem wypatrujemy jeszcze wiele mniejszych ryb w wodzie w porcie. Niechętnie ruszamy dalej. Na naszej trasie pojawia się szpital dla żółwi. Jesteśmy ciut za późno by załapać się na ostatnia trasę i przekładamy tę atrakcje na nasz powrót do Miami pojutrze. Zapowiada się bardzo interesująca trasa po szpitalu a dodatkowo wesprzemy projekt ochrony żółwi.

Do Key West docieramy akurat wtedy kiedy niebo robi się całe błękitne. Basen kusi nas wszystkich, migiem przebieramy się w stroje i jesteśmy już w wodzie. Boskie uczucie. Potem czas na spacer do miasteczka. Okazuje się, że jest tu jedna główna ulica i mnóstwo restauracji, sklepów z pamiątkami, mijamy dystrykt tęczowy, wszędzie po wydarzeniach w Orlando przed kilku dniami wzmożono ruch walki o równouprawnienie homoseksualistów. Kolejny dystrykt to bardziej czerwone latarnie, też dość widoczny i odróżniający się od pozostałych. Na samym końcu miejsce do obserwacji najpiękniejszych zachodów słońca na świecie. Sporo ludzi, mnóstwo straganów z przysmakami ale i domorosłych artystów. Niektórzy z nich zasługują na więcej litości niż podziwu. Niedoszłe Janis Joplin albo Whitney Houston. Do tego brakujące zęby i to przednie i strój syrenki – wszystko idealnie pasuje do zachodów słońca. To nie koniec dziwaków, mnóstwo tu zaklinaczy dnia i nocy, ludzie wierzących w moce nadprzyrodzone i inne magiczne trendy. Kwiatki, kadzidełka, orzechy kokosowe, połykacze ognia, sztukmistrz, akrobata. Warto to zobaczyć chociaż raz w życiu.

Oliś nie doczekał zachodu, padł na rękach Maćka, Basia dzielnie idzie ze mną jeszcze na coś słodkiego.

Pojechali i napisali:

PFR