Relacje z podróży ESTA Travel - ESTA Travel
Biuro Podróży ESTA Poznań

Floryda 19.07-08.08.2016

My na rafie


25-07-2016

Dzisiaj wyjątkowo pobudka z budzikiem bo musimy być na czas w przystani skąd odpływa nasza łódka a raczej katamaran na nurkowanie nad rafą koralową. Oczywiście nie muszę dodawać, że jest to najpiękniejsza i najlepsza i największa rafa koralowa na świecie, no może oddaje palmę pierwszeństwa tylko Australii. Zatem bezdyskusyjnie decydujemy się na wycieczkę. Wybieramy się rano bo wtedy prognoza pogody jest najbardziej optymistyczna. Najpierw śniadanie, tym razem nad basenem i ruszamy do portu. Dla Amerykanów jest to odległość samochodowa my pokonujemy ją w 15 minut pieszo. Auto zostaje na parkingu. Cały Key West do tanich nie należy a parkowanie jest tu szczególnie drogie. Zatem gotowi do wypłynięcia o czasie wpisujemy się na listę i ruszamy. Nasze dzieciaki są jednymi z najmłodszych na pokładzie. Płyniemy katamaranem, mamy pełne wyposażenie do nurkowania.

Baska uczyła się nurkować w wieku 4 lat, najpierw na basenie pod okiem znanego sobie instruktora a premierę miała na Oceanie w Indonezji. Ciekawe jak będzie dzisiaj. Olek raczej na nurki jest jeszcze za mały, ale na pewno wejdzie do wody z trapu katamaranu.

Po kilkunastu minutach i szczegółowym szkoleniu na czym polega nurkowanie zatrzymujemy się nad rafą. Warunki do łatwych nie należą, jest dosyć wietrznie a co za tym idzie fala dość duża. Jednak woda ciepła i pogoda jak marzenie.

Najpierw płynę na zwiady, hmmm do rafy to temu daleko, ale widać pojedyncze kolorowe duże ryby i bardzo głęboko pojedyncze koralowce, raczej jednokolorowe, i nie mają zbyt urozmaiconych form. Tego Basi nie mówię, by jej nie zniechęcić. Fala, wiatr i bardzo słona woda, do tego nieszczelna maska powodują, że jednak szybko kończy próby snorklowania. Ale nie składamy broni. Oliś na makaronie pływa sobie po swojemu w oceanie.

Druga próba na kolejnym stopie, tu warunki i rafa dużo lepsze. Basia wybiera Tatę i razem nurkują. Wcale nie chce wychodzić z wody. Tak się Jej podoba. Niestety przyjaciół z „Rybek z Ferajny” czy „Gdzie jest Nemo” tu nie wypatrzy ale kolejne snorklowanie za Nią.

Wracamy opaleni i wypływani do portu, akurat pora na lunch. Oczywiście w porcie i naturalnie ryby i owoce morza.

Docieramy do hotelu grubo po 15:00. W sam raz by chwilę popływać w basenie, pokolorować, poczytać książki, mała drzemka i spacer po miasteczku. Chcemy zobaczyć tutejszą latarnię morską i dom Ernesta Hemingwaya. Znajdujemy je bardzo blisko naszego hotelu, oczywiście upał niemiłosierny, więc musimy naszą wędrówkę motywować lodami. Zanim jednak przerwa na coś słodkiego idziemy jeszcze do znacznika mili 0. Znajdujemy go przy pomocy pana od kawy, pamiątkowe zdjęcia i już nie wymigamy się od lodów. Potem nagła zmiana planów i Maciej idzie po samochód bo chcemy zobaczyć tutejsze plaże a na spacerek brak nam już i sił i ochoty. Jak się okazuje, jak tylko zamkniemy za sobą drzwi i przejedziemy dwie przecznice słońce nagle chowa się za ciemną deszczową chmurą i zaczyna padać. Najpierw pojedyncze wielkie krople, potem już leje jak z cebra. Piękna plaża w strugach deszczu. Widzimy jak wszyscy uciekają z niej w popłochu co nie wróży szybkiego końca. Chwilę czekamy, ale deszcz nadal pada. Zatem przejeżdżamy na drugą stronę półwyspu na zachód słońca. Basia chciałaby jeszcze raz zobaczyć tamtejszych artystów, których  z pewnością jest tam wielu i dzisiaj. Zostawiamy auto na parkingu (zapamiętamy go na długo, bo złapaliśmy tu mandat, za zbyt krótki bilecik na parkowanie, spóźniliśmy się o dwa auta, ale szeryf nie chciał nawet zaczynać jakiejkolwiek rozmowy). Za to zachodu słońca dzisiaj nie było, znaleźliśmy jednak piękny punkt widokowy, spotkaliśmy po drodze doga niemieckiego, i dotarliśmy na miejsce występów. Byli wszyscy: akrobaci, łykacze ognia, tancerze, pieśniarze.

Deszcz cały czas kapał z nieba ale prawie na sucho dotarliśmy do hotelu. Jeszcze szybkie zakupy w sklepie naprzeciwko i błogi sen.

Pojechali i napisali:

PFR