Relacje z podróży ESTA Travel - ESTA Travel
Biuro Podróży ESTA Poznań

Floryda 19.07-08.08.2016

Operacje żółwi


27-07-2016

Czas opuścić Key West. Wcale się nam nie spieszy. Najpierw leniwe śniadanie, potem oczywiście obowiązkowy basen. Woda jest taka przyjemna, że nie chce się z niej wychodzić. Ja w tym czasie odwiedzam Dom Hemingwaya, który wczoraj był już zamknięty. Jest tu sporo pamiątek pisarza a jeszcze więcej kotów. Dom cieszy się dużym zainteresowaniem miejscowych i turystów, spory ruch.

Ruszamy około południa. Po drodze mamy ochotę na jedną z 5 najładniejszych plaż na Florydzie: Honda. Znajdujemy ją bez trudu, wszystkie atrakcje zlokalizowane są przy jednej drodze.

Spory korek przy wjeździe, zasadny, bo plaże tutaj są naprawdę wyjątkowe. Bielusieńki drobniutki piaseczek, błękitny kolor wody i mnóstwo wolnego miejsca. Przenosimy się na sam koniuszek łachy piachu gdzie jesteśmy całkiem sami i plażujemy ile sił. Woda zupełnie bez fal, nadal bardzo ciepła i przyjemna, piasek miałki i bielusieńki niczym pył. Aż żal byłoby nie skorzystać. Wcale nie chce się nam wyjeżdżać ale rozsądek każe nam zejść z mocnego słońca. Mimo najwyższych filtrów musimy uważać. My białasy i nasza jasna cera nie jest z pewnością przyzwyczajona do takiego słońca. Dzieciaki zasypiają od razu. Mi oko też opada.

A kolejny przystanek całkiem blisko, obiecany szpital dla żółwi. Przeraża mnie trochę 1,5 godzinny spacer po ośrodku, ale Maciej nalega bo bardzo interesuje go lokalny szpital. Basia chce zobaczyć żółwie z bliska, my się dopasowujemy. I warto było, po krótkim wprowadzeniu, filmie i małej prezentacji przechodzimy przez autentyczny szpital, salę operacyjną i rentgen a potem już do basenów, gdzie pływają tutejsi pacjenci. Większość z nich cierpi na deformację skorupy i nie potrafi samodzielnie nurkować ponieważ woda wypycha je do góry. Inne niestety cierpią na raka, te mają usuwane kolejne narastające i odrastające im guzy. Są i takie, którym trzeba amputować płetwy albo część skorupy po wypadkach z łodziami czy skuterami.

Baśka bardzo przejęta próbuje utopić mój telefon robiąc nim zdjęcia wprost nad żółwiami w basenach.

Olek chwilowo znudzony przedłużającym się spacerem, ale warto było, miejsce niezwykłe a i cel szczytny.
Jedziemy do Miami, jak już wiecie bez gpsa i mamy tylko azymut i wskazówki z Google maps wydrukowane na kartkach. Szybko zaczynamy odróżniać Ave od Ln, czy St, potem północ od południa i wiemy już gdzie przebiega granica.

Nasz hotel tym razem przy samym lotnisku. Zaznaczyłam iż chcielibyśmy mieszkać na najwyższym piętrze i tak jest naprawdę. Piętro 6, z wielkiego okna, takiego filmowego na całą ścianę widok na pas startowy międzynarodowego lotniska w Miami.

Nie mogłam mieć bardziej wyśnionego miejsca na nocleg. Jestem przeszczęśliwa i przyklejona z nosem do szyby. Uwielbiam lotniska!

Pojechali i napisali:

PFR