Relacje z podróży ESTA Travel - ESTA Travel
Biuro Podróży ESTA Poznań

Paryż 21-25.09.2016

Gotujemy w Paryżu!


24-09-2016

Dzisiaj wstajemy dość wcześnie bo zaczynamy dzień od warsztatów kulinarnych. Zatem rezygnujemy ze śniadania w hotelu i wybieramy się do miasta. Po drodze do metra udaje się nam kupić rogaliki a na kawę jedziemy do szefa kuchni. Paryż jeszcze śpi, w metrze ruch, ale na uliczkach dość pusto. Zapowiada się dość pochmurny dzień, mimo optymistycznych zapowiedzi prognoz pogody.

Docieramy na miejsce, a tam czeka na nas urokliwy mały lokal, bardzo modnie urządzony aczkolwiek minimalistycznie. Szef kuchni Anthony, znajomy Kasi sprzed wielu lat od trzech właściciel własnej restauracji wita nas serdecznie i osobiście parzy dla nas kawę.

Rozsiadamy się wygodnie, restauracja rusza dopiero w porze lunchu mimo tego już docierają pod drzwi pierwsi dostawcy ze świeżą rybą, warzywami i owocami. Menu w restauracji nie jest zbyt długie, za to kompozycje smaków bardzo oryginalne. Poza tym dwa dania są znakiem rozpoznawczym dla szefa kuchni i są w menu cały rok. Inne zmieniają się w zależności od dostępności składników co miesiąc, może dwa.

My najpierw wybieramy się do okolicznych sklepików by zobaczyć co takiego oferują tutejsi sprzedawcy ryb, mięsa, warzyw i owoców. Próbujemy kilku serów, inne kupujemy na nasz dzisiejszy francuski deser. Wspólnie z szefem trafiamy do sklepiku, który bardzo się nam podoba i w którym każdy z nas poczynił konkretne zakupy. Czekolady, kuwertury, mąka migdałowa, przyprawy… Niektórym przybyło toreb do noszenia. Ale jest to idealna okazja by kupić rzeczy i przyprawy będące rzadkością u nas.

Wracamy do restauracji gdzie zaczynamy warsztaty kulinarne, tak naprawdę to zaczynamy bardzo miłym akcentem , bo przed zejściem do kuchni aperitif i dobre białe wino. W planach dzisiaj bardzo rozbudowane menu, na przystawkę guacamole z mango i warzywami oraz owocami julienne, do tego tanka. Potem obiad i okoń pieczony na soli na czarnym ryżu z pastą z bakłażana. Wreszcie deser kompot ze śliwek na kremie jajecznym z bitą śmietaną a na wierzch kruszone crumble piernikowe.

Brzmi zachęcająco, trochę przerażająco bo sami mamy to wszystko przygotować. Najpierw Anthony pokazuje nam kuchnię, która jest zaskakująca mała i to tylko wyzwanie dla nas jak zorganizować sobie pracę i jakie miejsca zając by wszystko przebiegało sprawnie.

Od razu bierzemy się do pracy. Ja szczególnie przypatruję się działce Oliviera, cukiernika, który krok po kroku zaczyna przygotowywać desery i słodycze dla restauracyjnego menu na popołudnie.

A tymczasem na głównym stole trwa nauka filetowania ryb, potem obierania krewetek, krojenia warzyw i owoców julienne.

Szef bawi się gotowaniem i chętnie dzieli się z nami swoją wiedzą kulinarną. Z wielu składników zaczynają się komponować wymyślne dania. A jak smakują zaraz będziemy mieli okazję się przekonać.

Zgodnie przyznajemy, że praca w kuchni należy z pewnością do przyjemnych ale wcale nie łatwych. Bacznie obserwujemy prażenie bakłażana, opiekanie go lub pieczenie, pieczenie crumble, obieranie i krojenie jabłek. Szef na naszych oczach przygotowuje po jednej sztuce każdego z dań. Kiedy my zdejmujemy fartuchy i zasiadamy za stołem w kuchni wrze praca. Nasze dania zostaną teraz przygotowane i wydane pod okiem szefa przez jego pomocników. Wszystkie co ważne w tym samym czasie. Jesteśmy zachwyceni efektami naszej pracy ale i kompozycją smaków naszego szefa, wiele innowacyjnych połączeń okazuje się bardzo smacznych i świeżych.

Uzupełnieniem są pyszne sery i oczywiście deser na sam koniec. Wcale nie chce się nam ruszać dalej. Nie wiemy nawet kiedy zrobiło się już popołudnie, właśnie wybiła 15:00. Na zewnątrz piękne słońce i bardzo ciepło. Spieszymy się do metra i jedziemy na spotkanie z naszą przewodniczką.  Umówieni jesteśmy na schodach przed Operą. I to od niej zaczynamy nasze zwiedzanie. Wejście jak i wnętrza są po prostu imponujące. Niestety nie udaje się nam zobaczyć samej sceny i widowni bo właśnie rozstawiana jest choreografia na jutrzejszą premierę, ale mamy szczęście i nagle na schodach ustawia się chór, który ćwiczy swoje głosy pomiędzy zwiedzającymi. Robimy zdjęcia, przyglądamy się im z bliska, nagrywamy nawet małe filmiki.

To małe zadośćuczynienie w zamian za podziwianie wielkiego żyrandola i sceny. Spod Opery ruszamy autobusem do Świętej Kaplicy. Nie udało się nam jej zwiedzić wczoraj, zatem musimy to zrobić dzisiaj. Czas pod kontrolą, wchodzimy bez najmniejszych problemów. Udaje się nam zobaczyć wszystko co najważniejsze. I spacerkiem wzdłuż Sekwany idziemy do Luwru. Oczywiście po tak długim dniu jesteśmy już zmęczeni i czujemy kilometry w nogach. Ale jak nie skorzystać z zaproszenia do zwiedzania Luwru z przewodnikiem, który na pewno pokaże nam to co najciekawsze i najbardziej warte zobaczenia.

Kupujemy bilety, łapiemy oddech podczas krótkiej przerwy i zwiedzamy Luwr. Oczywiście nie cały, bo to pewnie zajęłoby nam trzy miesiące ale kilka sal z obowiązkową Mona Lisą, malowidłami Leonardo da Vinci z Wenus z Milo i Nike. Na sam koniec przechodzimy do drugiego skrzydła, gdzie poznajemy piękne komnaty Napoleona. Jesteśmy już prawie zupełnie sami. To dopiero komfort, zwiedzać takie sale, najbardziej oczywiście podoba się nam spektakularna kuchnia, w samotności mając je na wyłączność.

Kiedy wyjdziemy z Luwru na zewnątrz jest już ciemno. Zrobiła się 20:30 i zgłodnieliśmy mimo sytego posiłku w południe. Spacerem trafiamy do jednej z restauracji polecanych przez Kasię, zaskoczeni jesteśmy kiedy odkrywamy, że prowadzi ją Polak, który dobrze mówi po polsku, mimo dziesiątek lat, które spędził we Paryżu. Wśród zamówionych dań obowiązkowa zupa cebulowa, ślimaki, desery creme brulee i dobra kawa.

Odpoczęliśmy, najedliśmy się i przed północą wracamy do hotelu.

Pojechali i napisali: