Relacje z podróży ESTA Travel - ESTA Travel
Biuro Podróży ESTA Poznań

Wenezuela 29.10-13.11.2016

Hola Venezuela!


29-10-2016

Mimo obaw o mgłę, która lubi pokrzyżować plany przy bardzo rannych lotach w październiku i w listopadzie ani w Berlinie ani w Warszawie dzisiaj nie zapowiadało się na jakiekolwiek problemy pogodowe. Co nie znaczy że obyło się bez innych. To o nas grupie, która wylatywała z Berlina. Mimo odprawy, która powinna zacząć się już o 5 przy okienkach zasiadła tylko jedna pani, której wcale nie było w smak żeby odprawiać sprawnie całą długą kolejkę pasażerów. Przez pół godziny przesunęliśmy się może a metr. Dopiero z wybiciem godziny 6 pojawiły się dodatkowe siły, ale i te do pracy o poranku się nie rwały. Kolejka jednak przyspieszyła ale czas płynął tak samo szybko jak przedtem. Udało się nam zdążyć wprawdzie na samolot, pewnie byliśmy jednymi z ostatnich. Niestety musieliśmy jeszcze rozrywać szczelnie zamkniętą walizkę Sławka, który w ostatniej chwili dorzucił rzeczy dla dzieciaków i dorosłych w Wenezueli, a które na wadze niestety przeważyły dość znacznie przyznany nam limit. Ten fakt nie jest bez znaczenia ale o tym później.

Krótki lot do Paryża minął niewiadomo kiedy. Tu sprintem przez lotnisko z jednego terminalu na drugi i krótka przesiadka na kolejny samolot. Teraz już w komplecie lecimy do Caracas. Przed nami 10 godzin w powietrzu. Jesteśmy zmęczeni zarwaną nocą więc liczymy, że pośpimy na pokładzie pełnego samolotu.

Czytamy, śpimy, chodzimy i jakoś nam czas mija.

W Caracas wita nas piękne sobotnie popołudnie, ciepło, ba nawet gorąco, mamy aż 31 stopni i wbrew zapowiedziom wcale nie leje, słońce świeci przedzierając się przez chmury które z pewnością zdradzają poranną ulewę.

Niestety zabrakło nam jednej walizki i to tej Sławkowej, może to przypadek? Zakładamy, że jednak zdążyli zapakować ją do samolotu w Berlinie. System nie pokazuje nic więc trudno powiedzieć gdzie utknęła, spodziewamy się jej jutro co nie jest wielkim pocieszeniem bo będziemy już o dwa loty dalej. Ale i tym razem wyjdziemy cało z opresji.

Przejeżdżamy do hotelu, który jest bardzo blisko lotniska. Tu po raz pierwszy mamy styczność z czymś co bardzo charakterystyczne dla tego kraju. Autobus kolorowy, oblepiony kwiatkami i figurkami na zewnątrz, ale to mniej istotne, wewnątrz ciemno, granatowe zasłonki szczelnie zaciągnięte, lekko duszący zapach jakiegoś pachnidła w powietrzu i klimatyzacja na całego. Bienvenidos a Venezuela! Zaczynamy wakacje. W hotelu dość sprawnie zajmujemy pokoje i przed nami wymiana waluty. Jak wiadomo Wenezuela chwilowo przeżywa wielki kryzys co ma przełożenie na dostępność waluty a w szczególności dolarów. Kurs ma każdy taki jaki chce, w bankach inny, w kantorach inny, na ulicy jeszcze inny. Zamierzamy wymienić pierwszą część naszych pieniędzy na nasze codzienne drobne wydatki. Nasz kolega zaprasza nas do siebie do pokoju gdzie przygotował dosłownie worek pieniędzy. A to zaledwie 1000 USD. Każdy z nas dostaje wieżę pieniędzy i ma teraz nie lada zmartwienie jak to upchnąć po kieszeniach. Zbliżamy się do tutejszych problemów nader szybko.

Prysznic i zaraz kolacja. Ze względu na bezpieczeństwo nie decydujemy się na wypad do miasta. I mimo tego, że zawsze lubię na przekór wszystkim podjąć niezależną decyzję tym razem kładę uszy po sobie i grzecznie czekam do kolacji. Ale pewnie wrócą mi siły a w Caracas będziemy jeszcze raz za kilka dni.

Pojechali i napisali: