Relacje z podróży ESTA Travel - ESTA Travel
Biuro Podróży ESTA Poznań

Wenezuela 29.10-13.11.2016

Zza wodospadów


30-10-2016

Pewnie nikt z nas nie doczekał budzika śpiąc, zmiana czasu o sześć godzin robi swoje i większość z nas czuwała już od dawna czytając lub krzątając się po pokoju. Wstajemy dość wcześnie bo przed nami lot do Puerto Ordaz. Zostawiamy Caracas i ruszamy w głąb kraju. Przed nami mocny punkt programu, często wymieniany jako najpiękniejsza atrakcja Wenezueli czyli Canaima i Salto Angel. Najpierw lotnisko, tu długa kolejka do odprawy  ale idzie dość sprawnie. Walizki Sławka nadal nie ma ale mamy nadzieję, że doleci już dzisiaj i dotrze za nami do Canaimy. Tymczasem odprawiamy nasze bagaże i ruszamy do hali odlotów. Standardowa kontrola bezpieczeństwa i mamy jeszcze chwilę do odlotu. Aż tu nagle poruszenia i obsługa lotu szuka osoby, która nadała bagaż o numerze i tu wymieniają ciąg liczb. Przeglądamy nasz kwitki bagażowe, Małgosia została zaproszona do kontroli bagażu, który jest już w samolocie. Ruszamy w pogoń przez całą płytę lotniska do samolotu. Kamizelka odblaskowa i Małgosia znika z naszym przewodnikiem na płycie. Ja za drzwiami muszę poczekać. Domyślamy się o co chodzi, z braku miejsca i głównej walizki Sławka w nadanym bagażu znalazło się kilka plików pieniędzy. Kontrola wyłapała ten fakt i teraz należy się podpisać i wytłumaczyć skąd te pieniądze ile ich tam jest, itd.

Na styk wchodzimy na pokład i lecimy. Z samolotu widać jak zróżnicowana jest Wenezuele i jaka piękna podróż po tym kraju nas czeka.

Dolatujemy na miejsce, bardzo długo czekamy na nasze bagaże ku przerażeniu obsługi naszego kolejnego czarterowanego lotu awionetką do Canaimy. Dobrze, że jesteśmy przygotowani do przepakowania się w mniejsze bagaże, limit kilogramów i obostrzenia zabraniają nam zabrać ze sobą więcej niż 10 kilogramów. To idzie nam bardzo sprawnie i nadajemy nasze bagaże.

Jeszcze tylko kontrola, odprawa w szeregu niczym w wojsku i wsiadamy na pokład małej awionetki. I teraz widoki są jeszcze ładniejsze, pilot i jego zastępca czują się bardzo swobodnie, lecimy z otwartymi drzwiami do kokpitu, przez ramię podglądamy zegary, robimy sobie zdjęcia. Jest miło i szybko mija nam lot. Na lotnisku ciepło. Indianin pocieszny i sympatyczny pan wita tutejszych turystów czyli właściwie nas, bo poza nami jest tylko trzech chłopaków, którzy lecieli razem z nami. Opłacamy wstęp do parku i zasiadamy do ciężarówki, którą zmierzamy do małego portu gdzie musimy przesiąść się do łódki.

Po drodze przystanek przy punkcie widokowym na wodospad Ucaima. Wspaniały widok, już wiem jaka różnica jest pomiędzy porą suchą a porą deszczową, ilość spadającej teraz tutaj z hukiem wody nie pozostawia złudzeń kiedy żywioł jest bardziej intensywny a przez to spektakularny.

Łódka ale krótki bieg tylko za zakręt i jesteśmy w małym raju. Cały ośrodek tylko dla nas. Małe stylizowane na indiańskie chatki, duża przestronna recepcja z barem i restauracją i widok na rzekę. Powoli odkrywamy także tutejszych mieszkańców: papugi, psy, aguti. Szybko się tu zadomowiamy. Chwila na lunch zresztą bardzo domowy i przepyszny i sjesta w hamakach, leżakach, w wodzie. Ruszamy na popołudniową wycieczkę do wodospadów. Jeszcze nie tego najwyższego, to dopiero jutro ale do mniejszych za to bardzo interesujących bo będziemy przechodzić pod nimi. Słońce jak na zamówienie, już z daleka spadająca woda z wodospadów Hacha i Sapo tworzy na rzece wspaniałe tęcze. Kiedy podpłyniemy bliżej widać dokładnie gęstą kurtynę wody i apetyt na przygodę tylko rośnie.

Najpierw Hacha, skrobiemy się na górę by za chwilę przedzierać się przez spadającą z góry taflę wody. Rześko, przyjemnie. Pierwsze wrażenie niesamowite, a będąc już pod wodospadem odkrywamy, że jest tu bardzo przyjemnie, ciepło, czujemy się otuleni wielką wodą. Podziwiamy rośliny, które mimo ogromu wody świetnie przystosowały się do tutejszych warunków, nawet kwiatki, które mienią się bardzo wyrazistymi kolorami. Wszystkim się podoba, jest naprawdę bosko. Kolejny punkt programu to plaża, musimy do niej dojść częściowo po rzece, potem kolejny wodospad i znowu możliwość wejścia pod wodę. Oczywiście i tutaj korzystamy z tej unikalnej okazji i maszerujemy pod wodospadem. Tu dodatkowo mamy na niego widok z góry, wspinamy się po kamieniach by za chwilę stanąć na jego szczycie. Świetne wrażenie, podkreślamy i doceniamy pogodę, jest niesamowicie, choć powoli zbliżamy się do końca dnia co widać i czuć. Nagle robi się troszkę chłodniej czyli zamiast 30 stopni mamy 28 i powoli zmieniają się cienie, łagodnieją obrysy krajobrazu. Maszerujemy przez małą wioskę i trafiamy do naszej łodzi. Przybijamy do brzegu. Kolacja tylko dla twardzieli, niektórym po prostu oczy kleją się ze zmęczenia. Cały czas zmiana czasu daje się nam ze znaki. Dobranoc znad rzeki, gdzie poza nami, rozgwieżdżonym niebem uaktywniły się szarańczaki, świergolą spóźnione ptaki szmerzy mała kaskada wody.

Pojechali i napisali: