Relacje z podróży ESTA Travel - ESTA Travel
Biuro Podróży ESTA Poznań

Seszele i Madagaskar 16.11-5.12.2016

Niestety koniec


04-12-2016

To już nasz ostatni dzień na Madagaskarze. Lot mamy dopiero o 14:00 i dlatego proponuję rano po śniadaniu eksperyment i wzięcie udziału we mszy na wzgórzach stolicy. Udaje mi się zapalić do pomysłu tylko Jolę, moją współspaczkę, która wraz ze mną jedzie do kościoła. Charyzmatyczny ojciec Pedro z pochodzenia Argentyńczyk założył tu na wzgórzu miasteczko, które wybudował dla najbiedniejszych, ludzi z ulicy, którym pokazał jak można żyć budując im domy, dając pracę, tworząc szkoły dla ich dzieci. Wjeżdżamy do tego małego miasteczka bez żadnych obaw ani problemów, jest pusto, zaraz okaże się, że wszyscy są w kościele. Na parkingu czeka na nas już angielskojęzyczny wolontariusz spośród wiernych, który prowadzi nas do środka wielkiego stadionu, który został wybudowany przez ojca Pedro i pewnie poza miejscem na mszę niedzielną sprawuje jeszcze wiele innych dodatkowych funkcji.

Już  z daleka rozlega się chóralny głos tłumu jak wielkiego okaże się dopiero kiedy wejdziemy do hali. Trudno nam powiedzieć ile jest tu osób, ale szacunkowo na pewno około 3000 do 5000 tysięcy. Są bardzo elegancko ubrani, bardzo kolorowi i zajmują ławki po wszystkich stronach ołtarza, na którym poza księdzem siedzi także tłum dzieciaków w białych szatach liturgicznych, to same dziewczyny kilkunastoletnie, wyglądają jako czarne anioły w białych szatach, obok orkiestra, bardzo prosta, dwie gitary: jedna na pewno basowa, nie do końca zestrojona z głośnikami, druga klasyczna, bęben a może nawet dwa, bo jest głośno. Przed ołtarzem w rzędach na ziemi siedzą najpierw najmłodsi: maluchy, dookoła nich mamy często karmiące piersią. Skąd wiem, bo w trakcie mszy jedna po drugiej tu i tam wysuwają spod koszuli lub sukienki pierś i wciskają ją maluchom do ust, by choć przez chwilę przestały się nerwowo kręcić i skomleć, co akurat nikomu tutaj nie przeszkadza. Za dzieciakami, siedzi młodzież, potem dorośli.

Niektóre panie mają wszystkie takie same spódnice, widać to wyraźnie kiedy wstają by śpiewać i tańczyć, klaskać i machać rękami, są wśród nich też osoby kierujące ruchem, dyrygujące chórem, takich porządkowych jest więcej, są także przed ławeczkami, gdzie siedzi równie dużo ludzi.

My mamy miejsca na samym ołtarzu, za plecami księdza, jednak jak na nasze standardy to każda z nas ma po pół miejsca, ale co tam i tak wciskamy się dołączając do rozmodlonego tłumu. Msza zaczęła się przed pół godziny i trwać będzie przez najbliższe trzy. Jest bardzo żywiołowa, wesoła, skoczna, rozśpiewana, ksiądz odprawia mszę po malgasku, zwraca się w trakcie kazania także do kilku przybyłych tutaj turystów po francusku. Jest biały, leciwy i dość spokojny. A atmosfera na sali zupełnie odmienna od naszych nabożeństw, dzieciaki biegają z miejsca na miejsce, co jakiś czas starsze rodzeństwo wychodzi z młodszymi na zewnątrz pewnie do toalety, obok nas eleganckie panie i panowie którzy śledzą słowa biblii czytane przez księdza na swoich smartfonach. Mają specjalną aplikację z obrządkiem i całym przebiegiem dzisiejszej mszy.

Nie udaje się nam wytrwać do końca bo mamy lot i musimy być wcześniej w hotelu by zdążyć dołączyć do reszty, ale bezwzględnie warto było zobaczyć jak bardzo weseli i potrzebujący wiary oraz tłumu są Malgasze. To bardzo akuratne i ładne podsumowanie naszego pobytu na Madagaskarze, a msza trafi na stałe do moich wyjazdów na Madagaskar.

Przed lotniskiem jeszcze ostatni lunch w znanej nam restauracji, gdzie zaczynaliśmy naszą kulinarną przygodę z Madagaskarem, dzisiaj ją tutaj kończymy. Do stolika dosiada się także na podsumowanie trasy moja kontrahentka. Samolot o czasie, ruszamy w drogę powrotną.

To była nietypowa podróż, w czasie kiedy rozpoczęła się już pora deszczowa. Nie mogliśmy wylecieć wcześniej, połączyłam Madagaskar z Seszelami. Nie wszyscy z nas byli wcześniej w Afryce, każdy z nas miał odrębne poglądy i spostrzeżenia w trakcie wycieczki. Pewnie z różnymi pomysłami na Madagaskar wracamy także do Polski. Madagaskar to nie jest łatwa trasa i z pewnością wymaga przede wszystkim cierpliwości i zrozumienia. Ja kończąc trasę wiem, że na pewno tutaj wrócę i mam nadzieję, że wkrótce. A grupa?  Cóż liczę, że jednak Afryka w jakiś sposób zafascynowała swoją innością, egzotyką, przyrodą i trudy podróżowania, długie przejazdy i niestety lokalna bieda nie będą decydującą przeszkodą w powrotach na ten kontynent.

Pojechali i napisali:

PFR