Relacje z podróży ESTA Travel - ESTA Travel
Biuro Podróży ESTA Poznań

Wietnam, Laos 26.12.2016-11.01.2017

Zmiana miasta


05-01-2017

Jakoś pogoda nie może się na dobre przetrzeć, kolejny raz z rzędu niebo zamglone i dość niemrawo startuje dzień. Nie przeszkadza nam to w powolnym i leniwym śniadaniu. Potem jedziemy na lotnisko by szybko przelecieć do Luang Prabang.

Na pokładzie komplet pasażerów, krajobrazy jakże inne od dotychczasowych. Już nie jest płasko i pusto, pod nami gęsty ciemny las i pagórki oraz wzniesienia.

Pogoda w Luang Prabang jest niespodzianką, mimo iż kapitan zapowiada 19 stopni, mamy mocne podejrzenia, że jest chłodniej. Ale co tam, wkładamy po prostu puchowe kurteczki, kryte buty i po krótkim rekonesansie naszego hotelu idziemy do miasta. No nie sposób tu zabłądzić albo się zgubić, jedna główna droga i tyle. Ale za to miasteczko bardzo turystyczne więc udaje się nam kupić znaczki, uzupełnić zapasy karteczek, rozejrzeć po sklepach, wypatrzeć brakujące nam pamiątki.

Czas mija szybko i nagle blisko nas rozlega się bicie dzwonów i rytmicznie wybijana melodia na bębnach. W świątyni za płotem rozpoczęły się modły, ciągniemy tam by zobaczyć mnichów z bliska. W drugiej świątyni to samo i tak w całym Luang Prabang wybiła godzina modłów popołudniowych.

Czas na kawę i to pyszną mocną, smolistą i oczywiście z mleczkiem skondensowanym. Potem idziemy na targ nocny, który właśnie się rozłożył na głównej ulicy. To tutaj zakupujemy słynne naleśniki, znajdujemy też miejsce gdzie kupimy sobie potem bagietki a może i koktajle owocowe. Zostaliśmy dobrze i suto wyposażeni w rady naszych znajomych, którzy tu już byli i polecają poszczególne dania. A gdybyśmy zgłodnieli i szukali czegoś bardziej lokalnego to zawsze możemy wrócić do małej rodzinnej knajpeczki gdzie znaleźliśmy dzisiaj w porze obiadu i to późnego już bardzo smaczną zupę. Coraz częściej widzimy z bliska jak to tutaj działa, dom jest wąski i długi, na froncie wygospodarowano część na małą restaurację, garnki, miski, kubeczki i warzywa stoją wyeksponowane na ladzie. Gospodyni kręci się po domu mając oko na swój lokal i jak tylko pojawiają się zgłodniali goście zmierza dziarskim krokiem do lady. Przyjmuje zamówienie, usadza nas przy stoliku a wtedy spod kołdry wygrzebuje się gospodarz, który służy pomocą, są jeszcze dzieciaki, które biegają to tu to tam przywykłe do zagranicznych gości, których smacznie karmi ich mama.

Rzeczywiście gotuje bardzo smacznie a ciepła zupa jest dla nas wybawieniem, nadal zimno, a nawet zaczęło kropić. I choć do zwiedzania to pogoda idealna, to prosimy o odrobinę słońca.

Po krótkiej przerwie w hotelu ruszamy jeszcze do miasta, bagietki, naleśniki, zakupy, spacer główną ulicą i prawie północ. A jutro bardzo wczesna pobudka bo idziemy karmić mnichów.

Pojechali i napisali: