Relacje z podróży ESTA Travel - ESTA Travel
Biuro Podróży ESTA Poznań

Mongolia 4-19.09.2017

W gorących źródłach


13-09-2017

Umówiliśmy się na śniadanie o 7:00. Mimo tego, że dzwoni budzik i słychać już pojedyncze głosy spoza namiotów to nie brakuje takich co to jeszcze smacznie śpią. Powoli wysuwamy nos ze śpiwora. Jest zimno, bardzo zimno. Kiedy wczoraj sprawdzaliśmy zapowiedzi pogody nie bardzo wierzyliśmy w prognozowany -1.  Teraz nie mamy wątpliwości, że rzeczywiście temperatura spadła poniżej 0.

Szron na namiocie, na walizce Wacka, zaparowane i zaciągnięte szronem okulary, sztywna trawa pod namiotem. Żartów nie ma, przewodnik wyciąga śpiochy z namiotów zapraszając na śniadanie.

Noc była bardzo zimna, jednak okazało się, że byliśmy dobrze przygotowani, ciepła odzież, czapki, szaliki, rękawiczki, bardzo ciepłe puchowe śpiwory. Do tego tradycyjne stroje mongolskie jako dodatkowy koc sprawdziły się idealnie.

Na śniadanie jedziemy do campu nieopodal naszego namiotowiska. Chciwie rozgrzewamy się pijąc herbatę i kawę, jedząc tosty a nawet naleśniki z dżemem porzeczkowym. Przy okazji korzystamy z tutejszej toalety, słońce już dość wysoko a wraz z nim nagłe ocieplenie. Jest na tyle przyjemnie, że zdejmujemy kolejne warstwy naszych ubrań. Wracamy nad jezioro by złożyć nasze namioty i posprzątać po wczorajszej koziej uczcie. Wespół zespół idzie nam to bardzo szybko i sprawnie.

Pomagamy sobie wzajemnie i składamy kolejne pakunki przed samochodami. Obchodzimy jeszcze teren by zebrać porozrzucane śmieci, butelki i chusteczki. Kiedy teren wygląda idealnie pakujemy się do samochodów by wrócić na wulkan, którego nie udało się nam zdobyć wczoraj.

Nad brzegiem jeziora napotykamy na konie, jaki, owce i kozy, ze wzgórza delektujemy się widokiem na jezioro i na wulkan. Wreszcie po naprawdę offroadowej trasie docieramy do parkingu już na wulkanie. Wysiadamy i spacerem idziemy do krateru. Z góry przepiękny widok na las modrzewiowy, który o tej porze roku prezentuje się wyjątkowo okazale, kolki przebarwiają się na kolor żółty. Z góry jak okiem sięgnąć zastygła przed tysiącami lat lawa i mnóstwo żółtych jesiennych modrzewi.

Mirek wypatruje sikory i tym samym inicjuje zejście do samochodów.

Przed nami 90 kilometrów, ale trasa zajmie nam aż 3 godziny bo wieść będzie tylko i wyłącznie drogą szutrową. Dziura na dziurze, czasami rzeka, czasami po prostu nic. Musimy zwalniać, uważać, trzęsie nami mocno. Za to widoki na prawo i lewo niesamowite. Najpierw jedziemy wzdłuż jeziora, tego gdzie mieliśmy kemping. Drzewa rozżółcone jak w pełni jesieni, obok góry i pojedyncze białe jurty. Na stokach niczym posypane płatkami śniegu z daleka poruszają się kłębuszki owiec i kóz. Na drodze co jakiś czas musimy rozganiać leniwe stada jaków, które leżą i niewzruszone starają się wytrzymać nas do samego końca by w ostatniej chwili leniwie podnieść się i zejść z trasy.

Przystanek nad rzeką, tu wyraźnie widać, gdzie gromadzi się życie. Jurty jedna obok drugiej, płoty, zwierzęta. Powoli i tutaj jednak pachnie zimą. Widzimy co najmniej  dwa wielkie auta objuczone całym dobytkiem rodzin, które uciekają w inne miejsce przed największymi chłodami.

Kiedy stajemy by skorzystać z toalety, wyjątkowej bo przygotowanej na dwie osoby jednocześnie, znikąd pojawiają się nagle dzieciaki. Jest ich dwójka, przychodzą, i wyczekująco zerkają na nas i na nasze auta. Oczywiście, że cały czas mamy pod ręką nasze zapasy mini prezentów dla dzieciaków i tym razem nie obędzie się bez pisaków, zeszytów i maskotek.

Ostatni odcinek trasy równie malowniczy jak dotychczas. Za małym laskiem mamy nasze jurty, gdzie spędzimy najbliższą noc. Podobno w tutejszych lasach mogą być grzyby, w tym nawet rydze. Mirek rusza na obchód i po grzyby i po ptaki. Maciek z aparatem idzie w drugą stronę. Gosia i Michał zdobywają szczyt wysokiej góry za jurtami, ja i Beata korzystamy z tutejszych gorących źródeł. Niesamowite uczucie, szczególnie kiedy temperatura jak zwykle wieczorem zaczyna nagle spadać.

Woda ma z pewnością około 38 stopni, pachnie siarką ale jest bardzo przyjemnym pomysłem na popołudniowy relaks w Mongolii.

Pojechali i napisali: