Relacje z podróży ESTA Travel - ESTA Travel
Biuro Podróży ESTA Poznań

Namibia 3-19.11.2014

Drugi dzień w Zimbabwe


20-11-2014

Treking na słoniach wyruszał punktualnie o 6:00. Kolejna grupa na spacer z lwami o 6:30. Później małe śniadanie i o 7:00 wysuszyła największa grupa, bo aż 7 osobowa na rafting. Ubraliśmy się w stroje kąpielowe,krótkie spodnie, koszulki i sandały. Najpierw szkolenie, każdy dostał kask, wiosło i kamizelkę ratunkową. Następnie przejazd w okolice wąwozu, 20 minut zejścia stromo ok 100 m w dół, później kawałek po skałach wzdłuż  brzegu. Nareszcie przydzielono nas do pontonów. Nasza grupa miała 2 przewodników. Głównego - Lee i pomocnika przy wiosłowaniu z przodu - Clintona. Ruszyliśmy. Praktyka na wodzie. Ćwiczyliśmy wszystkie komendy łącznie ze skokiem do wody i wyławianiem ofiar, co okazało się być najtrudniejszym zadaniem. Podzieliliśmy się tak, by waga po obu stronach pontonu była podobna i popłynęliśmy w kierunku pierwszego stopnia wodnego. Przed nami 27 km do przepłynięcia i 19 stopni wodnych, niektóre dzielące się na kilka części, jedne mniej, drugie bardziej niebezpieczne. Tu należy wspomnieć, że rzeka Zambezi należy do najtrudniejszych ale i najatrakcyjniejszych na świecie.

Pierwsze stopnie, mimo wirów, sporych spadów i dużych fal szły nam bardzo sprawnie. Inne pontony wywróciły się już kilka razy, a my wciąż wytrwale przepływaliśmy kolejne przeszkody, przyśpiewując przy tym polskie pieśni, chwaląc pracę zespołową i bezwzględność naszego przewodnika  w przydzielaniu komend, nawet, gdy wydawało nam się, że już szybciej wiosłować nie da rady. 9 stopień, ze względy na duże niebezpieczeństwo wszyscy omijali lądem. Przy 11 stopniu i w naszej polskiej grupie szczęście się skończyło. Mimo szybkiej reakcji na komendę przykryła nas ogromna fala, wywracając nasz ponton do góry nogami. Co niektórzy wypłynęli momentalnie. Ryś, Ula, Marta i ja chwilę walczyliśmy z płynącym nad nami pontonem próbując wydostać się z pod niego, Bogdan natomiast zaklinował się za skałą i Pan w kajaku próbował wyciągnąć go 3 razy, zanim się udało. Powoli, z biegiem rzeki wszyscy zostaliśmy wyłowieni, wciągnięci na pontony przez naszych towarzyszy i wróciliśmy na swoje miejsca.

Szybka mobilizacja, przed nami jeszcze 8  trudnych stopni, koncentracja i płynęliśmy dalej. Przy 16 stopniu Lee powiedział: mamy szanse 50 na 50, że nas nie wywróci, musicie mocno wiosłować:akcja,udało się, przepłynęliśmy. Za nami kolejne 3 pontony wylądowały w wodzie. Ogromna radość grupy, jesteśmy dobrzy, praca zespołowa zadziałała. Nadczesdł czas na chwilę relaksu. Ten odcinek był spokojniejszy, więc Lee rzucił hasło: skaczemy do wody i spływamy w kamizelkach bez pontonu. Ciepła woda, lekki nurt rzeki, czysta przyjemność!.

Przy ostatnim, 19 stopniu wszyscy wspólnie stwierdziliśmy, że cieszymy się na zakończenie spływu. Niektórych już bolały ręce, inni posiniaczeni, najwyższy czas by wracać. Jednak przed nami jeszcze 100 m stromego podejścia pod górę w pełnym słońcu z całym ekwipunkiem. Ciężka praca, ale gdy dotarliśmy do celu czekał na nas pożywny obiad i chłodne napoje. Wszystkim ogromnie się podobało. Ok 14:15 wróciliśmy do hotelu. Mieliśmy godzinę by przygotować się na lot helikopterem. Spotkaliśmy też resztę naszej grupy, wymieniając się wrażeniami z fakultetów.

Ekipa ze słoni zadowolona, spacer z lwami również niezastąpiony, choć Ania z Aliną wspólnie stwierdziły, że sierść lwa nie jest tak miła w  dotyku jak kota domowego. Poranny helikopter również udany. Gdy my wyruszaliśmy na lot helikopterem, zapowiadało się już na burzę, jednak wszystko odbyło się zgodnie z planem i mogliśmy porównać wrażenia z resztą grupy.

2 osoby wybrały się również na popołudniowe zakupy do miasteczka. Okazało się jednak, że chodzenie samopas po lokalnych targowiskach bywa czasem stresujące i zdaje się być niebezpieczne, gdy pośród nas są tłumy nagabujących sprzedawców, więc szybko wrócili z powrotem do hotelu.

O 18:30 spotkaliśmy się w lobby na podsumowanie wyjazdu. Snuliśmy opowieści o tym, co utkwiło nam najbardziej w pamięci, co nas zaskoczyło, co najbardziej zmęczyło a co zachwyciło. Małe upominki dla każdego i wspólna, pyszna kolacja, podczas której lokalne zespoły tańczyły i śpiewały. Nie mogliśmy być gorsi. Na parkiecie pojawiły się również Mirela i Beata biorąc udział w pląsach przy dźwiękach lokalnej muzyki. Kolacja pożegnalna pełna wrażeń, zakończona o przyzwoitej porze. Przed nami jutro jeszcze jedna atrakcja, więc wyruszamy już o 8:00 rano.

Pojechali i napisali:

PFR