Relacje z podróży ESTA Travel - ESTA Travel
Biuro Podróży ESTA Poznań

Wyprawa na Islandię 7-12.05.2018

Znowu leje


08-05-2018

Zmiana czasu, w Polsce czas goni, tu mamy dwie godziny zapasu, jest więc go dość by odespać zarwaną noc. Jesteśmy już wszyscy w komplecie. Do łazienki mała kolejka, bo śpimy w hotelu i pokojach wieloosobowych, ale udaje się nam sprawnie spotkać na śniadaniu. Umawiamy się na siódmą by wcześnie zacząć nasz dzień i ruszyć na zwiedzanie wyspy, na co czeka każdy z nas. Uwaga nie pada, to ważna informacja, pamiętacie, że prognozy pogody nie były pomyślne i zapowiadały nieustannie ulewę przeplataną nawet śniegiem. A tymczasem nie pada. Ale to tylko radość chwilowa, bo już przy drugiej kawie podczas śniadania grube pojedyncze krople deszczu spełniają niestety smętne zapowiedzi pogodowe. Beata i Asia, które wczoraj nie widziały nic w centrum idą na zakupy a przy okazji rzucają okiem na kościół.

Potem jedziemy wszyscy razem do wypożyczalni, która szczęśliwie ma swój punkt w stolicy. Wydaje się nam, że zamiana zepsutego auta to tylko formalność i nie potrwa to długo. Ostatecznie jednak cała procedura ciągnie się nieprzyzwoicie, każdy z nas traci cierpliwość. Udaje się nam zniechęcić pana do pomysłu naprawy auta. Pan nie ma wyjścia i musi wymyślić coś innego. Udaje się pougniatać go na tyle, że zamienia nam auto. Ale czekać i tak musimy, bo auto dopiero co zostało zwrócone i trzeba je wyczyścić. My w tym czasie podpytujemy zgłaszając jednocześnie, że u nas na kokpicie świeci się kontrolka i jedna i druga, pan tylko wzrusza ramionami i uspakaja mówiąc, że to normalne w tym aucie. Jak później udaje się nam ustalić na stronie serwisu taka kontrolka pokazuje albo problem z silnikiem albo z ABS. Ale skoro to typowe, to jedziemy dalej. Spóźnieni o całe dwie godziny ruszamy w interior.

Każde auto miało przygotować poszczególne dni na wyspie. My jesteśmy odpowiedzialne za dzień numer 1. Zatem proponujemy bardzo bogaty program i najpierw jedziemy do tunelu z lawy. Na miejscu najbardziej zaskoczona jestem ja, gdy tu byłam dwa lata temu, dotarliśmy tu tylko dzięki wiedzy tajemnej naszego gospodarza, który wysyłał nas po prostu na pole, mówiąc, że należy wziąć latarkę i wejść do dziury w ziemi. Jak dziś pamiętam zachwyt nad formacjami wewnątrz tego tunelu lodowymi krasnalami i kopcami śniegu. Teraz do miejsca prowadzą nas znaki. Wzmianka pogodowa: leje jak z cebra. Na parkingu specjalnie przygotowanym stoi sobie mały domek, w nim kasa !!!! i toalety. Okazuje się, że już nie jest tu jak dawniej, żeby tunel zobaczyć trzeba ustawić się w kolejce, zwiedzać go można tylko z przewodnikiem o każdej pełnej godzinie… Żadnej samowolki i spontaniczności. Jedno z naszych aut decyduje się na kontynuowanie podróży i jedzie do wodospadów, ale nasza ósemka poświęcając się zostaje i czeka na pełną godzinę by móc wejść do tunelu. Pani w kasie jest na tyle miła, że pozwala nam zarezerwować bilety online i tym samym zaoszczędzić sporą część kwoty, choć to i tak niewiele w porównaniu do ceny wyjściowej. Kolejny raz przekonujemy się, że Islandia tania nie jest.

Przed wejściem do tunelu zostajemy wyposażeni w specjalne kaski oraz łańcuszki na buty. Okażą się bardzo przydatne. Trafia się nam sympatyczny i młody przewodnik i o pełnej godzinie wchodzimy na zwiedzanie. Wtedy szliśmy niemal po omacku, mając tylko nasze latarki. Teraz są czołówki, specjalne oświetlenie wewnątrz tunelu; trapy, barierki, schody i wszelkie udogodnienia. Przewodnik ładnie nam to tłumaczy, właściciel ziemi na której znajduje się ten tunel dogadał się z miejscową agencją turystyczną, która od kwietnia działa tu oficjalnie i legalnie kontrolując cały ruch. A przy montowaniu całego sprzętu wewnątrz tunelu wyniesiono z niego ponad tonę śmieci. Może rzeczywiście jest to idealne rozwiązanie by osłabić zapędy pseudoturystów.

Już po kilku krokach wewnątrz tunelu wiemy, że była to dobra decyzja i dobrze wydane pieniądze. Widoki są zjawiskowe a wnętrze zachwyca swoją scenerią niczym z Krainy Lodu. Na sam koniec docieramy do miejsca gdzie Przewodnik całkowicie wyłącza światło i jest teraz tak jak było przed dwoma laty – zupełnie ciemno. I teraz dopiero widzę, ile wtedy nie widziałam. Wielki i głęboki tunel, wspaniałe formacje skalne, kolory. Naprawdę warto było.

Po wyjściu z tunelu nadal leje i jest dość chłodno, niemniej od razu ruszamy w poszukiwaniu kolejnych atrakcji. Przed nami gejzer. Po drodze szukamy miejsca na kawę. Udaje się nam wypatrzeć małą stację benzynową, a na niej bank – idealne miejsce do wymiany walut, potem jemy małe co nieco i robimy mini zakupy na drogę. Przy gejzerze nadal pada, My gonimy nasze koleżanki. Tu ich już nie ma, najpierw maszerujemy pod gejzer, który pięknie wyrzuca w powietrze masę wody. Sporo ludzi i wszyscy cieszą się jak dzieci wyczekując na TEN moment.

 

W pobliskim sklepiku świetnie wyposażonym zakup pierwszych pamiątek, kubełek gorącej zupy i dalej w drogę. Kolejny punkt programu to Wodospad Gullfoss – mój ulubiony. Kaskadowy, wielki, potężne ilości wody i choć pada to i tak jest tu pięknie. Schodzimy nad krawędź wodospadu – tu mi się też wydaje, że rozwieszono liny i ograniczniki, kiedyś dostęp był całkowicie swobodny, co wydawało mi się wtedy zupełnym ewenementem.

Mamy wieści od Dziewczyn, że są już na trasie numer 1 i pędzą na wschód. Zatem i My udajemy się w drogę. Przy trasie kolejny wodospad i choć wielu pewnie myśli, że same wodospady na tej Islandii, to zapewniam Was, że każdy jest inny, i każdy wart obejrzenia. Nie ma dwóch takich samych. Ten podoba się nam szczególnie, można pod nim przejść, to jedyny taki na wyspie. Najpierw jednak musimy biegiem wracać na parking (Beata) bo okazuje się, co też jest nowością, że stoi tu parkometr i należy zapłacić za 24 godziny parkowania (innej opcji nie ma) choć spędza się tu średnio około godziny… Ot takie turystyczne wynalazki. Ale wodospad jest wart i tych pieniędzy, idziemy sobie nawet jeszcze dalej do kolejnego wodospadu, tu natomiast przez wąską szczelinę można wejść pod kaskadę wody.

Kolejna atrakcja to także wodospad, ale ponieważ przestało padać, warto korzystać i zatrzymywać się choćby co krok. Teraz brakuje nam tych straconych dwóch godzin w wypożyczalni samochodów.

Nasze Dziewczyny meldują się z klifu, podobno zamykają go o 19:00. Jak to zamykają, jak można zamknąć klif, ano można to też od niedawna, stoi sobie pan i pani strażnicy, mają szlaban i władzę. Na szczęście mamy 8 minut do zamknięcia i dają się uprosić i wpuszczają nas do środka. Miejsce magiczne, cudny widok, czarna plaża, wspaniałe formacje skalne, niesamowity widok na morze i skały. Podoba się nam tu bardzo.

Jeszcze więcej czasu na podziwianie akurat tego widoku mają nasze Koleżanki, których auto nie chce odpalić i stoją (jak się później okaże) na półce obok walcząc o pomoc.

My ruszamy tylko kawałek dalej na Czarną Plażę, która jest ukoronowaniem naszego zwiedzania na dzisiaj. Wspaniała kamienista plaża, naprawdę czarna, bazaltowe kolumny w pobliskiej jaskini, widok po horyzont i wcale niezbyt wiele osób. Przekonujemy Dziewczyny, że warto tu przyjechać, te nie gasząc silnika na zmiany chodzą na zwiedzanie. Jest już zbyt późno i zbyt daleko od stolicy by wracać i kolejny raz wymieniać auto. Dzwonimy tylko zgłaszając usterkę i czekając aż ktoś nam pomoże od jutra rana.

A przed nami kawał jeszcze do przejechania zanim dotrzemy na nocleg. Pogoda w kratkę ale zdecydowanie więcej słońca, które nas całkowicie zaskoczyło w drugiej części dnia. Od razu Islandia wypiękniała, niebo zrobiło się błękitne a plaża jeszcze bardziej czarna. Na takie widoki czekaliśmy i takie udało się nam zobaczyć.

Tankowanie przed nami, Krysia odruchowo gasi silnik swojego auta, chwila napięcia czy odpali po zatankowaniu. Pomaga Daniel i się udaje. Czyli w komplecie jedziemy na nocleg. Mieliśmy być ok. 22, bylibyśmy gdyby nie wypożyczalnia od rana, a tak wybija północ a my zajmujemy pospiesznie pokoje. Jesteśmy wymęczeni, ale jeszcze wrzucamy zdjęcia na nasze profile i dopiero wtedy zasypiamy. Na krótko – jutro przed nami kolejny długi dzień.

Pojechali i napisali: