Relacje z podróży ESTA Travel - ESTA Travel
Biuro Podróży ESTA Poznań

Wakacje w Kostaryce 21.06-8.07.2018

Wstęp do egzotyki i zasad ruchu drogowego w San Jose


22-06-2018

Pobudka w środku nocy

Hmm, taka zmiana czasu jednak daje się nam we znaki. Dzieciaki nie śpią już od 3:30, Maciej podsypia trochę, ja już też wybudzona serwuję mini śniadanko z zapasów przywiezionych z Polski i oglądamy bajkę, a ja w tym czasie przepakowuję walizki, tak by nie targać każdorazowo wszystkich rzeczy naraz.

Śniadanie jest dopiero od 7:00. My już od 6:00 jesteśmy gotowi do wyjścia, zatem najpierw sprawdzamy wodę w basenie, potem kibicujemy wspólnie z miejscowymi, bo akurat teraz Kostaryka gra z Brazylią. Niestety przegra…

Śniadanie typowe lokalne z jajami, fasolką i ryżem, do tego świeżo wyciskany sok z ananasa i dobra aromatyczna mocna czarna kawa.

Jemy w ogrodzie, którego wczoraj już nie mogliśmy zobaczyć. Jest cudny, zresztą nie ma się co dziwić, zieleń bucha z każdego kąta, rośliny znane nam z doniczek tu dorastają kilkunastu metrów, mało tego wiele z nich, które u nas nigdy nie kwitną, tu zachwycają mozaiką kolorów. Pięknie.

Egzotyka nas otacza

W planach mamy dzisiaj przejazd na północ kraju w okolice Turrialby. Jednak do południa chcielibyśmy zobaczyć coś więcej. Decydujemy o przejeździe przez Heredię stolicy plantacji kawy w okolice wulkanu Poas, niestety ten po ostatniej erupcji został zamknięty dla zwiedzających i dzisiaj też nie uda się nam go zobaczyć, a szkoda. Pocieszamy się i to bardzo godnie wizytą w parku z kolibrami, żabkami, tukanami, dzikimi kotami, mnóstwem orchidei, wspaniałymi przykładami tutejszej flory i fauny. A na koniec delektujemy się widokiem na pięć cudnych wodospadów, które dzięki padającym deszczom prezentują się wyjątkowo okazale.

Dzieciaki wniebowzięte bo sporo tu egzotyki dookoła. My także zadowoleni, bo to bardzo ładny wstęp do zwiedzania parków narodowych.

Niestety by dotrzeć do Turrialba musimy wracać przez San Jose, co już na samą myśl nas przeraża. Miasto to nie zrobiło zbyt dobrego pierwszego wrażenia, a teraz musimy przebić się przez samo centrum by z północy przejechać na południe.

Chaos na drodze

W mieście tłok, mimo pasów ruchu każdy robi co chce, nawet nie ma jednego powodu dlaczego ten sznur samochodów nie przemieszcza się płynnie jak to bywa na całym świecie. Piesi, którzy nie wiadomo skąd nagle pojawiają się między autami całkowicie ignorują jakby umyślnie przejście dla pieszych. Wydaje się, że lubią właśnie tak niespodziewanie przemykać między autami. Co najgorsze nie ma zakazu wjazdu do miasta dla dużych ciężarówek, a te tutaj w obliczu braku linii kolejowej stanowią główny środek transportu dla ananasów, bananów i wszelkich innych produktów, teraz porykując, bo każdy taki potwór wyposażony jest w dodatkowe rury wydechowe, tuning na silniku, wielki zdobiony grill także wpełzają do centrum kasta skutecznie spowalniając i tak nijaki tutaj ruch. I jeszcze do tego oznakowanie ulic, jakby nie jechać zawsze i tak pokażą się nagle znaki wprowadzające niezłe zamieszanie. Najpierw w miarę logicznie prowadzą w jednym kierunku by potem nagle oczywiście w miejscu jak najbardziej nieoczywistym czyli wielkim rondzie albo skrzyżowaniu zniknąć skutecznie tak na amen. Na szczęście układ ulic niczym na szachownicy umożliwia szybki powrót na właściwy tor i tak wleczemy się przez stolicę. Zupełnie przypadkowo odkrywamy, że jesteśmy w samym ścisłym centrum, mijamy fasadę Teatru Narodowego i główny plac w San Jose. Nie robią jakiegoś szczególnego wrażenia. Część ludzi wraca właśnie z pracy. Wreszcie udaje się mam wyjechać z niekończącego się miasta. Ruch wcale nie zelżał ale gęsta zabudowa za nami i od razu więcej powietrza. Teraz już tylko wulkan jeden z wielu w Kostaryce i nasz hotel.

Załamanie pogody

Niestety popołudniem pogoda się psuje na tyle, że wszystko tonie w gęstych chmurach, tak naprawdę to nie widać gdzie mgła miesza się z chmurami efekt jest taki, że wokół robi się całkiem biało. Odpuszczamy zatem wycieczkę na wulkan i tak nie byłoby nic widać i jedziemy prosto do hotelu. Cóż za cudne miejsce, wielki dom, teraz funkcjonujący jako hotel butikowy z piękną aleją palm królewskich wiodących od drogi po samo wejście, na przodzie budynku staw z ptakami i egzotyczną roślinnością, cudnie przystrzyżony trawnik i kwiaty. Na łące leniwie przechadzają się kaczki, obok ślizgiem umyka w krzaki iguana.

Uwielbiam takie miejsca, a po dzisiejszej wariackiej jeździe jest to plaster na skołatane serce, zajmujemy pokój i szybko wskakujemy w stroje kąpielowe. Jeszcze jakoś nam nie w smak pływać w deszczu, który nagle zaskakuje nas w basenie, ale po kilku dniach okaże się to wręcz przyjemnością a nie czymś dziwnym i nowym. A woda w jacuzzi jaka przyjemna. Wieczorem wybieramy się do tutejszej restauracji na wykwintną kolację. Pyszna wołowina i naprawdę przyjemny wieczór.

Pojechali i napisali:

PFR