Relacje z podróży ESTA Travel - ESTA Travel
Biuro Podróży ESTA Poznań

Rodzinna wyprawa do Egiptu 12-26.01.2019

Niedziela w Kairze


13-01-2019

Leniwa niedziela u nas

Śpimy sobie ile kto chce, ale na zewnątrz już słychać klaksony, wcześniej bo około 6 było tradycyjne nawoływanie muezina. Czyli uroki poranku w sercu miasta.

My planujemy najpierw basen, bo obiecaliśmy dzieciakom, potem śniadanie i na zwiedzanie. Chcieliśmy zacząć od piramid i Sfinksa, ale widok za oknem i moje doświadczenie z Egiptu mówią mi, że to nie jest pogoda na piramidy. Przede wszystkim mocno wieje, co widać od razu, ponieważ unoszące się drobinki piasku powodują, że nie widać ręki wyciągniętej przed siebie, a co dopiero wypatrzeć piramidy na pustyni.

Zmiana planów

Nasze zdanie nie jest odosobnione, nasi opiekunowie też proponują zamianę planów. Zostajemy w mieście a jutro piramidy. Zatem najpierw basen, dzieciaki przeszczęśliwe w wodzie, tylko stale nurkują, bo każda mokra wystawiona ponad wodę część ciała powoduje, że jest im zimno. Potem pędem pod gorący prysznic, suszenie włosów i na śniadanie. To iście królewskie, my zostajemy jednak w sektorze dań lokalnych. Jest full czyli fasola, są jaja oczywiście, pyszny chlebek egipski, oliwki, truskawki bo teraz jest na nie sezon i mocna kawa z kardamonem.

Cytadela w Kairze

Najedzeni i zadowoleni ruszamy do miasta. Pierwszy punkt to Cytadela z pięknym Meczetem Alabastrowym. Mało turystów, pojedyncze osoby snują się po dziedzińcu, widok z tarasu panoramicznego dość słaby, zatem wchodzimy do wnętrza, a tu mamy idealną okazję, by obejrzeć sobie meczet bardzo dokładnie.

Kolejny punkt programu to dwa wielkie i bardzo znane stare meczety u podnóża cytadeli. Tu także kameralnie, gdzieniegdzie pojawiają się pojedyncze osoby,  w dużej mierze to Egipcjanie.

Egipt z dziećmi

Nasze dzieciaki staja się atrakcją niemal tak ważną jak same meczety, Olek nie może przejść nie pogłaskany, nie dotknięty, zdarza się, szczególnie w przypadku dziewczyn i to młodych, że obejmują go znienacka i całują (nie daruje mi jak się dowie, że o tym napisałam, bo strasznie go to zawstydza, ale nie mamy jak się od tych całujących Egipcjanek opędzić). Basia najczęściej słyszy komplementy o swoich rudych włosach, które tutaj oczywiście należą do rzadkości. Zosia? Ta dobrze, że wtulona w nas jest częściowo ukryta, bo każdy chciałby jej dotknąć, ją pocałować, pomachać rączką, a nie jest to łatwe.

Niania ochotnik

Mało tego, nasz kierowca i opiekun są gotowi przejąć obowiązki niani i za każdym razem kiedy ruszamy na zwiedzanie w komplecie robią wszystko by nas przekonać, abyśmy zostawili Zosię z nimi w samochodzie. Kto wie, czy w ucieczce przed natrętnymi całuskami i machaniem nie skorzystamy jeszcze z tej oferty.

Miasto Umarłych

Trochę przeraziłam dzieciaki opowiadając im, co to takiego i ile osób mieszka tutaj w grobowcach lub obok grobowców niekoniecznie nawet własnej rodziny. Wjeżdżamy w kilka wąskich uliczek, oglądamy kilka grobowców z nadanymi nazwami ulic i numerami. Na spacer się jednak nie decydujemy. Za to jedziemy kawałek dalej do Starego Kairu, by zobaczyć kościoły, a nawet synagogę. 

Tu spory ruch, ale to akurat pora kiedy dzieciaki kończą szkołę, a część dorosłych spieszy się po pracy na metro. Znowu szaleństwo z całowaniem i głaskaniem po głowie w szczególności Olka. Basi udaje się jakoś uchronić, a Zosia śpi w samochodzie pod okiem Egipcjan.

Własny obiad w hotelu

Plan na dzisiaj zrealizowany, wracamy do hotelu. Nasi opiekunowie są przekonani, że powinni nas jeszcze nakarmić, trudno nam odmówić, więc po raz kolejny mamy jedzenie na wynos. Nieźle to wygląda, elegancki hotel i my wielka rodzina z pudełkami pachnącymi na kilometr…

Spacerem do Muzeum

Po krótkiej przerwie mimo wielu strasznych historii, jakie to niebezpieczne ruszyć samodzielnie do Muzeum Kairskiego, bo przejść musimy przez naprawdę ruchliwą ulicę przy głównym placu w mieście, podejmujemy wyzwanie. Nasi opiekunowie chcieli nas tam zawieźć, ale my dzielnie, z wózkiem, pokonujemy najpierw chodnik, wysokie krawężniki, a potem i podwójną ulicę. W Muzeum przyjmujemy wersję skróconą, czyli idziemy do sal z mumiami, Basia jednak w ostatniej chwili odmawia wejścia, może i dobrze, bo jak to skomentował Olek po obejrzeniu i to dokładnym każdej z kilkunastu mumii, mogłaby się jednak ich przestraszyć, a nawet śnić o nich w nocy.

Za to do skarbów wydobytych z grobu Tutanchamona idziemy wszyscy razem. Jest co oglądać, Olek jest żywo zainteresowany całą historią.

Chan al-Chalili

Kiedy wracamy do hotelu i chcemy jeszcze raz wskoczyć do basenu okazuje się, że ze względu na pogodę basen został zamknięty. Burza piaskowa nadal szaleje nad miastem, widoczność bardzo ograniczona, a do tego chłodny wiatr. Zamieniamy basen na kino w pokoju. By jednak nie zmarnować pięknego wieczoru szybko decydujemy o wyjeździe na największy suk w mieście.

Szybko wskakujemy w kurtki, sprzed hotelu zamawiamy taksówkę i jedziemy na bazar. Tu ja z dwójką dzieci przyciągamy wzrok wszystkich sprzedawców, tym bardziej, że turystów nie ma zbyt wielu. Zapraszają, zagadują, częstują, dzieciaki są wniebowzięte. Ja ponieważ znam już te „gadki” i utarte slogany jestem mniej zachwycona, ale na szczęście zarówno Olek jak i Basia znajdują sobie małe pamiątki, to dla mnie czas na targowanie, które uwielbiam. To cały teatr.

Wracamy także taksówką, i po 22 zapadamy w głęboki sen. Wraz z nami zasypia na chwilę ulica i całe miasto.

 

Pojechali i napisali: