Relacje z podróży ESTA Travel - ESTA Travel
Biuro Podróży ESTA Poznań

Rodzinna wyprawa do Egiptu 12-26.01.2019

Schodzimy na ląd


21-01-2019

Dzisiaj Dzień Babci

Ale tylko u nas, w Egipcie dzisiaj nikt takiego święta nie obchodzi. Opuszczamy nasz statek, spędziliśmy na nim trzy noce, dobiliśmy do brzegu w Luksorze i czas się przenieść znowu na ląd.

Większość grup schodzi ze statku tuż po wczesnym śniadaniu, dla nas kapitan robi wyjątek i pozwala zostać do 9:00. Prawie w pojedynkę jemy śniadanie, wreszcie jest cicho i spokojnie.

Spacerkiem po Luksorze

Ponieważ do umówionego spotkania z naszym opiekunem mamy dobre dwie godziny, a do hotelu, gdzie spędzimy kolejne 4 noce około półtorej godziny drogi pieszo wybieramy opcję ze spacerkiem. Nie ma co siedzieć w recepcji na statku i czekać. Zostawiamy zatem nasze bagaże, plecaki, a wózek zabieramy ze sobą. Wyglądamy dość osobliwie, wiele osób napotykających nas na nabrzeżu pyta z troską w głosie, czy oby nas nie podwieźć, czy nie potrzebujemy pomocy, a może się zgubiliśmy.

Luksor to wcale nie aż tak wielkie miasto, poza tym droga prosta jak drut, cały czas wzdłuż rzeki, po drodze mijamy śpiących policjantów (ale takich z krwi i kości, drzemiących pod drzewem, sporo spacerowiczów, kilka dudków skaczących na trawnikach, kilka mam sunących z koszami na zakupy).

Ostatni kawałek trasy tuż za Karnakiem wiedzie już zwykłą drogą, pośród straganów, wozów z owocami i warzywami ciągniętych przez osiołki, otwierających się właśnie sklepów z mięsem czy kolejnych farmacji.

Punkt pierwszy - basen

Nasz hotel mieści się w bardzo cichej i spokojnej części miasta. Pokój jest już gotowy, możemy się zakwaterować. Nie czekamy zbyt długo na nasze walizki. Zapobiegliwie spakowałam stroje kąpielowe do naszych bagaży podręcznych, by móc od razu wskoczyć do wody, bez konieczności czekania na bagaże zasadnicze.

Woda jak marzenie, oba baseny podgrzewane o tej porze roku, tuż za jednym z nich rozciąga się Nil. Pięknie zagospodarowane wybrzeże, wielkie hamaki, latarnie ze świecami, cudne pokoje i wspaniała kuchnia.

Świątynie w Karnaku

W planach zwiedzanie Karnaku, blisko naszego hotelu, niemniej jednak tym razem prosimy o taksówkę, ale nie łapiemy tej hotelowej, tylko taką prawdziwą z rozklekotanymi drzwiami, urwanymi wycieraczkami, klamką tylko od zewnątrz – folklor na całego. Pan jest tak nam wdzięczny za ten mini kurs, że oferuje się stać i czekać tutaj aż nie skończymy zwiedzania. Ale aż tak szybcy to my nie jesteśmy i rezygnujemy z propozycji. Karnak robi wrażenie, zawsze i na każdym. Sala kolumnowa największa na świecie przytłacza swym ogromem i rozmachem. Dzieciaki zadzierając głowy do góry wydają się takie maleńkie przy tych kolosach. Docieramy sobie niepoganiani aż do ostatnich zupełnie nieturystycznych fragmentów świątyni. Spokój tu i cisza. Uciekamy też od turystów i najazdu grup autokarowych, które w przelocie zwiedzają Karnak w pół godziny.

Pamiętam, że na końcu w małej kawiarence są lody i to jest najlepsza nagroda dla Basi i Olka za trud zwiedzania. Wracamy do hotelu.

W poszukiwaniu znajomego dorożkarza

My jednak nie chcemy spędzić całego dnia w hotelu. Dlatego wskakuję w nobliwe rzeczy i ruszam do miasta. Od zawsze kiedy pamiętam miałam tu znajomego dorożkarza. Wiem, gdzie go szukać, jest zawsze przed jednym z dużych hoteli po drugiej stronie miasta. Wysiadam z taksówki, stargowałam cenę dość dobrze, bo pan pokiwał z uznaniem głową wypuszczając mnie na ulicy.

Zdążyłam tylko rozejrzeć się dookoła, kiedy wypatrzyłam w ciemnościach egipskich mojego Znajomego. Ależ szczera radość. Ostatni raz widzieliśmy się 7 lat temu. Od razu wskoczyłam do dorożki i jak za starych dobrych czasów gaworząc pojechaliśmy wzdłuż Nilu do hotelu po resztę ekipy.

Olek zachwycony koniem, a kiedy Mohamed zaprasza go do siebie na kozła i daje lejce i całkiem samodzielnie pozwala prowadzić dorożkę nic się już nie liczy. Świat należy do Olka. Jedziemy do centrum miasta by coś zjeść i wypić.

Stare znajomości

Tu także starzy znajomi, właściciel kultowej kawiarni w centrum Luksoru, który nie widział mnie także 7 lat, wydaje się nawet wzruszony kiedy odkrywa mnie z rodzinką w wejściu do jego lokalu. Przedstawia z dumą dwóch swoich synów, którzy pomagają w biznesie. Pyszne soki owocowe, herbata z miętą, szisza czyli fajka wodna. Jest cudnie.

W drodze do dorożki rzucamy okiem na tutejsze stragany. Jest co kupować, a i sprzedawcy wydają się mniej natrętni niż ci w Asuanie. Nie minie nas powrót na zakupy.

Zasypiamy jak niemowlaki, nie tylko ilość wrażeń ale i świeżego powietrza nas kołysze do snu.

Pojechali i napisali: