Estera Hess — podróżnik, traveler, pilot wycieczek zagranicznych, explorer, lingwista. Smakosz kuchni świata, amator sportów motorowych. Łowca przygód egzotycznych, ekspert w planowaniu indywidualnych wyjazdów zagranicznych. Doradca przy wyborze kierunku wakacji.
Dziś był ciekawy i intensywny dzień. Zaczynamy od zwiedzania imponującego fortu Gingee, który najpierw służył hinduskim władcom, a później zarówno Francuzom, jak i Brytyjczykom. Ta gigantyczna budowla zajmuje trzy wzgórza, a mury fortu rozciągają się na długości prawie 6 kilometrów. Słońce praży niemiłosiernie, więc nie decydujemy się na wspinaczkę po kamiennych schodach do wieży na najwyższym wzgórzu.
Z fortu w Gingee jedziemy z powrotem w stronę wybrzeża, czyli do Pondicherry. Można się tu momentami poczuć jak nie w Indiach. To była kolonia francuska, gdzie część ulic nosi jeszcze francuskie nazwy, a policjanci jeżdżą na rowerach w kaszkietach rodem z Francji.
Spacerujemy po tzw. dzielnicy White Town, czyli francuskiej właśnie z licznymi budynkami pamiętającymi kolonialne czasy. Pełno tu eleganckich butików i knajpek ze świetnym designem i francuskim menu.
Zatrzymujemy się na coś zimnego do picia przy promenadzie — z widokiem na ocean. A wieczorem, po powrocie do hotelu, jemy kolację w restauracji na dachu, z przyjemnym wiaterkiem i odgłosami miasta.
