Estera Hess — podróżnik, traveler, pilot wycieczek zagranicznych, explorer, lingwista. Smakosz kuchni świata, amator sportów motorowych. Łowca przygód egzotycznych, ekspert w planowaniu indywidualnych wyjazdów zagranicznych. Doradca przy wyborze kierunku wakacji.
Nie samym basenem, masażami i kokosami nasze joginki na Bali żyją. Choć w zasadzie trzeba przyznać, że do błogiego odpoczynku łatwo się przyzwyczaić i ta przyjemna rutyna: warsztaty – joga – jedzenie – basen bardzo nam się podoba.
Dzisiaj postanowiłyśmy jednak „wyjść do ludzi” z naszej cudownej samotni i udać się do przepięknej świątyni położonej nad morzem – Tanah Lot. To jedna z najczęściej odwiedzanych i obfotografowanych balijskich świątyń. Przestępując progi tego magicznego miejsca już wiedziałyśmy dlaczego.
Jest pewna moc w tym położonym na wysepce miejscu!
Sama świątynia choć piękna, w ostatnich latach przechodzi turystyczny bum. Jak grzyby po deszczu powstają tu sklepiki, sklepiczki, kolorowy misz-masz. Możesz tu chyba kupić wszystko. Od drewnianych i metalowych rzeźb, przez balijską kawę, ciuchy i biżuterię aż do butów i łapaczy snów włącznie. Nie musimy chyba mówić, że wyżyłyśmy się zakupowo po kilku dniach w „samotni”.
Dzielnie dałyśmy radę i wyszłyśmy z targowiska jako ostatnie…
Uwieńczeniem tego dnia (oprócz przepysznej kolacji i wielkich toreb z zakupami) było oglądanie przedstawienia Kecak w małym amfiteatrze na terenie świątyni, skąd miałyśmy także idealny widok na zachodzące piękne słońce. Było niesamowicie – kilkudziesięciu mężczyzn poruszających się synchronicznie i mantrujących w szybkim tempie, przepięknie ucharakteryzowane i przebrane tancerki w niezwykłym tańcu i piękna historia hinduistycznych bóstw – Sity i Ramy… czego chcieć więcej?
