Relacje z podróży ESTA Travel - ESTA Travel
Biuro Podróży ESTA Poznań

Misja Wino Apulia 6-13.04.2019

Misję rozpoczynamy w Bari


06-04-2019

Premierowa Misja wino Apulia na starcie

Jest nas wyjątkowo dużo, ale wszyscy o czasie spotykamy się w Warszawie na lotnisku. Samolot co do minuty startuje do Bari i już po dwóch godzinach lotu wita nas piękne słońce i 17 stopni. Mimo wcześniejszego planu zmieniamy nieco rozkład dnia i zamiast jechać bezpośrednio do naszego hotelu, zatrzymujemy się na chwilę w Bari.

Spacer po Bari

I choć samo miasto nie słynie ze zbyt wielu atrakcji, zgodnie uznajemy, że jest to akurat miejsce na popołudnie. Na początek wielki stary zamek, w słońcu na murach wygrzewają się mieszkańcy Bari, którzy spragnieni wiosny (choć ta jest o wiele bardziej zaawansowana niż ta u nas) delektują się lodami i wystawiają buzie do opalania. Mijamy zamek, w bocznej małej uliczce pod łukiem napotykamy miejscowe gospodynie, które bardzo wprawnie robią ręczny makaron. Z wielkim wyczuciem formują małe uszka, które na specjalnych sitach podsuszają się na słońcu, by za chwilę zostać kupione na niedzielny obiad jako pasta fresca.

 

 

W małym zaułku poza rozwieszonym nad naszymi głowami praniem odkrywamy cudne balkony i wspaniały widok na wąskie przejście i wysokie kamienice, błękitne niebo i mamy kompozycję idealną.

Zabytki w Bari

My jednak kontrolując czas zmierzamy do ścisłego centrum, a po drodze mijamy Kościół Św. Sabina, będący wspaniałym przykładem sztuki romańskiej, choć dość skromny na zewnątrz zaskakuje nas swoją elegancką i wyważoną prostotą w środku. Bardzo podoba się nam jego surowe wnętrze. Kilka uliczek dalej wyczekiwany Kościół Św. Mikołaja, najpierw w krypcie pod kościołem głównym odkrywamy relikwie Mikołaja, by potem na ołtarzu głównym obejrzeć nagrobek Bony Sforzy i przywołać wiele opowieści z jej życia.

Polowanie na knajpki

Głodni kierujemy się do znanej focaccerii w nadziei na pyszną lokalną focaccię, okazuje się jednak, że piec dopiero się nagrzewa i mimo tego, że oficjalne godziny zakładają, że od 17:00 można już skosztować gotowych wypieków, Pan odsyła nas z kwitkiem i zaprasza za kwadrans. Ponieważ nie chcemy jeść w biegu i na stojąco decydujemy się poszukać innych knajpek  na rynku przed ratuszem. By poszło sprawnie dzielimy się mniejsze grupki, które maszerują do kilku miejsc, a potem wymieniamy się wrażeniami, kto, co i gdzie jadł. Jest pierwsza ośmiornica, jest i focaccia, dobre wina po raz pierwszy.

Nasz hotel

Mamy cudne słońce do zdjęć, łapiemy ostatnie ciepłe światło nad mariną i ruszamy w stronę hotelu.

Nasza Masseria, czyli stare zabudowania przerobione na współczesne hotele i restauracje leży pośród kwitnących drzew czereśniowych, główny trakt obsadzony jest oliwkami, a przy płocie żółci się kwitnący rzepak. Mamy chwilę dla siebie w pokojach, sprawdzamy, czy wszystko działa w należytym porządku, zmieniamy kilka ustawień ogrzewania, które jak się okazuje jest jeszcze niezbędne, bo w pokojach jest chłodno.

Kolacja i pokaz

O 20:00 umawiamy się na kolację, która jest poprzedzona pokazem formowania i powstawania mozzarelli i burraty. Szef kuchni na naszych oczach bardzo wprawnie przygotowuje sery pokazując i komentując jednocześnie poszczególne etapy powstawania smakołyków.

 

Po przystawce numer jeden, czyli serach, niektórzy z nas są już nawet najedzeni, a dopiero teraz dostajemy na stół pierwsze danie, czyli makaron ze szparagami i pomidorkami, potem kawał szynki wieprzowej, a na sam koniec semifreddo. Kolacja przeciąga się i ostatni z nas odchodzą od stołu ok. 23.00.

 

 

Pojechali i napisali:

PFR