Relacje z podróży ESTA Travel - ESTA Travel
Biuro Podróży ESTA Poznań

Panama i Kolumbia 23.04-1.05.2019

Salsa w Kolumbii to religia


27-04-2019

Dzisiaj w planach zwiedzanie miasta

Jest bardzo gorąco, upalnie, ale o 9 umówiliśmy się z miejskim przewodnikiem na trasę po mieście. Punktualnie ruszamy najpierw do fortu — tu jesteśmy jak na patelni, z utęsknieniem przytulamy się do ścian grubych murów fortu w poszukiwaniu zbawiennego skrawka cienia. Powietrze stoi, nie ma nawet cienia nadziei na ochłodzenie. Jak na złość nasz przewodnik ma ogromną wiedzę i bardzo ciekawie opowiada o zwiedzanym miejscu, tym samym nie wypada nam go zostawić ot tak po prostu bez naszej atencji.

Klasztor na szczycie

Po forcie przejeżdżamy dalej do klasztoru położonego na samym szczycie wzniesienia skąd rozpościera się cudny widok na całą okolicę, ponieważ przejrzystość jest taka sobie bardziej koncentrujemy się na cudnych wnętrzach klasztoru. Tutejsze patio z małą fontanną/studnią oraz wspaniałe zbiory muzealne i przepiękne bugenwille w ogrodzie to z pewnością dość argumentów, by się tutaj wybrać.

Spacer po starówce

I kolejny punkt programu — mimo całego uroku miasta to pomysł na spacer w samo południe nie jest zbyt udany. Szukam cienia i każdy w grupie także. Przewodnik dwoi się i troi, by nam jak najwięcej pokazać, ale to cud, by się skupić na opowieściach. Ostatecznie trochę zmieniamy plany i zamiast street food w samo południe zaszywamy się w jednej z tutejszych restauracji. Musimy napić się czegoś chłodnego i chwilę odpocząć, a potem już każdy samodzielnie idzie sobie pozwiedzać starówkę.

Salsa tour!

Wieczorem spotykamy się w lobby hotelowym i specjalna ekipa zabiera nas na naukę salsy. Szybko okazuje się, że salsa w Kolumbii to religia i nie ma mowy o bylejakości. Maestro od salsy szczegółowo przybliża nam jej historię, a potem zatrzymujemy się w jednym z barów z salsą. Co dziwne nikt tu nie tańczy, wszyscy siedzą przy stolikach i oglądają koncert salsy w telewizorze. Oczywiście wykonawcy to bardzo znane lokalne gwiazdy.

W kolejnym miejscu mamy pomnik jednego z takich piewców.

Przyszedł czas na warsztaty z salsy, maestro przekazuje nas w ręce swojego młodszego kolegi, który pokazuje nam podstawowe kroki salsy i ćwiczy kilkukrotnie układy zmieniając się w parach. Nie jest to aż tak bardzo proste, bo rytm salsy swoisty, trzeba w niego dosłownie wpaść, poczuć go całym sobą. W klubie na parkiecie długo tylko my. Dopiero po 22 pojawiają się inne pary.

Kolejny trzeci bar to bardzo autentyczne miejsce ot tak wprost na rogu ulicy, same plastikowe stoliki i krzesełka i bardzo głośna muzyka. Siadamy tworząc małe kółeczko, za chwilę pojawia się tancerz w spodniach dzwonach i w koszulce piłkarskiej ze śmieszną czapeczką na głowie i zaprasza nas do wspólnej salsy.

Ciekawie tu i przewiewnie, na sam koniec jednak biuro przygotowało dla nas najciekawszy klub. Jest tu wprawdzie bardzo zimno, każdy z nas usuwa się, by nie siedzieć bezpośrednio pod klimatyzatorem. Na parkiecie już kilka par salsuje, dołączamy i my. Za chwilę towarzystwo się miesza, rum się leje, a muzyka nie pozwala nawet zamienić jednego słowa, taka jest głośna.

To zdecydowanie najlepsze miejsce na mapie naszej wycieczki po klubach salsy tego wieczoru.

Pojechali i napisali: