Relacje z podróży ESTA Travel - ESTA Travel
Biuro Podróży ESTA Poznań

Namibia 7-23.06.2019

Namioty w buszu


19-06-2019

Wczesna pobudka

Tak wcześnie na safari jeszcze nie jechaliśmy nigdy. Niestety nie mamy innej opcji, reguły dyktuje Botswana i park narodowy, zatem o 5:45 zgodnie z wytycznymi meldujemy się w recepcji. Musielibyście nas zobaczyć. Mamy na sobie wszystko, co zabraliśmy z Polski, wyglądamy komicznie.

Zimna Afryka

Rafał poza wieloma warstwami ubrań dobrał sobie ręcznik, którym opatulił szyję, a na ręce porwał od pana kierowcy wielką torbę, która została pusta po tym jak wyjęliśmy z niej koce, którymi oczywiście skrzętnie się opatuliliśmy. Rafał ma teraz unikatową mufkę, do obejrzenia na zdjęciach. Nasz kierowca wita nas i zamaszystym ruchem zaprasza do samochodu, zajmujemy miejsca, jest nas akurat 10 więc mamy całe auto dla siebie. Ruszamy w stronę parku, już pierwsze kilometry na asfalcie upewniają nas tylko w przekonaniu, że te warstwy ubrań nie były bezzasadne, jest rześko. By się ogrzać, przytulamy się do siebie. Bramy parku są jeszcze zamknięte, ale po kilku minutach będą otwarte. Wjeżdżamy jako jedni z pierwszych do parku.

Kolejne safari

Jeszcze inne wrażenia niż na dotychczasowych safari. Auto 4x4 jest bardzo zasadne, bo mnóstwo tu piachu, nie raz i nie dwa grzęźniemy mocno w piachu, a silnik wyje, by móc się stąd gładko wydostać.

Zwierząt całkiem sporo, najwięcej jak zwykle antylop, ale mamy też piękne widoki nad rzeką. Najwięcej czasu pochłaniają nam dzisiaj hipopotamy, które rozłożone w małym stawku, który zawładnęły na wyłączność, po porannej toalecie i kąpieli wracają do niego, by tam brodzić i leżakować aż do popołudnia. Piękny widok, tym bardziej że bardzo wiele zwierząt ma teraz młode, co zawsze jest ujmującym doświadczeniem.

Śniadanie

W połowie naszej trasy pan kierowca zarządza śniadanie. Wysiadamy ot tak po prostu na polanie, pod wielkim drzewem. Jesteśmy w sercu parku, bez żadnych ogrodzeń, płotu ani nic takiego. Mamy kawę, herbatę, ciasteczka. Posileni ruszamy na drugą część safari. Jest cieplej, więcej słońca, budzą się ptaki, które coraz żwawiej przelatują z gałęzi na gałąź bawiąc się z nami. Spotykamy stada słoni. Chobe słynie z wielkich ilości słoni i te nie dają na siebie czekać.

Trzy godziny safari mijają niepostrzeżenie, oczywiście apetyty mamy większe, tym bardziej po opowieści naszego kierowcy, który wczoraj podczas popołudniowego safari widział lamparta i kilka lwów. I teraz mamy dylemat, co zaplanować na popołudnie, które mamy wolne.

Przenosimy się do namiotów

Na razie jednak solidne śniadanie w lodży, a potem czas na spakowanie walizek, przenosimy się do namiotów w buszu. Zanim opuścimy miasto ustalamy nasze popołudniowe atrakcje, część z nas decyduje się na powtórkę rejsu o zachodzie słońca, mamy też dwie osoby, które wybierają się na safari samochodowe.

Zatem pędzimy, by szybko zakwaterować się w namiotach i wrócić do miasta. Słabo oznakowany jest dojazd do naszego nowego miejsca, zatem błądzimy troszkę, ale ostatecznie znajdujemy nasze miejsce.

Nowe miejsce

Wita nas serdecznie młody chłopak, który szybko rozdaje nam namioty, a potem zaskoczony naszą prośbą o przygotowanie zupy nie odmawia tylko znika w kuchni na kilka minut, odsyłając każdego kto przychodzi i wścibskim nosem chce wyczuć, jaką to zupę gotuje szef.

Nie wierzymy, że się mu uda, bo czasu mamy mało, a tu ku naszemu zaskoczeniu, po kilkunastu minutach zasiadamy do pięknie nakrytego stołu przy zupie warzywnej z makaronem. Atrakcją tego miejsca, poza bardzo sprawnym kucharzem, jest oczko wodne, zapowiada się bardzo ciekawy wieczór.

My ruszamy do miasta, a tam dzielimy się na dwie grupy i jedziemy każdy na swoje safari.

Safari na łódce

Mamy powtórkę z wczoraj, czyli bardzo dużo zwierząt. Nasza łódka nie jest już taka duża jak wczoraj i dzięki temu udaje się nam podpłynąć całkiem blisko do wielu zwierzaków, mamy więcej czasu na podpatrywanie ptaków. Bardzo miły rejs.

Koleżeństwo w samochodach spóźniło się, bo niemal w ostatniej chwili tuż przed zachodem słońca dostali informację, że na końcu parku leży sobie rodzinka lwic. Nie było wyjścia, trzeba było wrócić, i rzeczywiście aż sześć lwic wygrzewało się na piachu.

Wszyscy zadowoleni wracamy do namiotów, kolacja chyba gotowa.

Wspaniały wieczór

Jesteśmy głodni, ale nie możemy tak po prostu siąść do stołu i zacząć jeść. Nasz kucharz to także prawdziwy szef kuchni, który najpierw chce nam opowiedzieć o sobie, potem o poszczególnych daniach, a na koniec o filozofii życia.

Jesteśmy ujęci atmosferą tego miejsca, a jeszcze nie spróbowaliśmy jedzenia. To tylko dopełnia ten obraz.

W oczku wodnym gromadzą się słonie, spore stado pawianów, przebiegają także hieny.

Mamy cudny wieczór w blasku księżyca na końcu świata.

Pojechali i napisali: