Estera Hess — podróżnik, traveler, pilot wycieczek zagranicznych, explorer, lingwista. Smakosz kuchni świata, amator sportów motorowych. Łowca przygód egzotycznych, ekspert w planowaniu indywidualnych wyjazdów zagranicznych. Doradca przy wyborze kierunku wakacji.
Cel na dzisiejszy dzień – zobaczyć inne gatunki lemurów! Wstajemy więc wcześniej niż zwykle i uzbrojeni w płaszcze przeciwdeszczowe (tak na wszelki wypadek), kijki do trekkingu, dobre buty i oczywiście aparaty, zagłębiamy się w towarzystwie lokalnego przewodnika w zieloną, gęstą i wilgotną dżunglę.
Jest parno, duszno i ślisko. Pniemy się powoli w górę, przytrzymując błyszczących zielonych bambusów. Lemury odpoczywają w koronach drzew, ale przecież nie na darmo targamy ze sobą wielkie obiektywy.
Udaje się nam zobaczyć obydwa występujące tu gatunki – greater bamboo lemur i gentle bamboo lemur.
Zdecydowanie obydwa mniejsze od lemurów catta, brązowo-szare, puchate, siedzą na gałęziach zajęte zajadaniem owoców, a skórki i pestki spadają nam na głowy! Przewodnik wskazuje nam endemiczne gatunki drzew i kwiatów, ptaki, żaby. A my czujemy się trochę jak Indiana Jones, ubłoceni, mokrzy i szczęśliwi, że wszyscy daliśmy wspinaczce radę.
Na lunch wracamy do hotelu. Mamy trochę czasu na spacer po miasteczku, a wieczorem – tym razem uzbrojeni w latarki, jedziemy znów do buszu.
Parkujemy na poboczu i póki jeszcze coś widać, nasz przewodnik rozsmarowuje na drzewie kawałek banana. Słodki zapach zwabia dwa najmniejsze – house rufus lemur. Są przesłodkie — niewiele większe od myszy, z typowym dla lemurów pyszczkiem i dużymi oczami. Nasz przewodnik jest niesamowity – wypatruje dla nas jeszcze 4 rodzaje, w tym tego najmniejszego, jaki żyje na Madagaskarze – ma raptem kilka centymetrów długości.
