Relacje z podróży ESTA Travel - ESTA Travel
Biuro Podróży ESTA Poznań

Rodzinna podróż po Indiach 26.01-6.02.2020

Hotel czy pałac?


28-01-2020

Jedziemy do Jaipuru

Wtorek. Rano podmianka kierowcy. A potem ruszamy w drogę do Jaipuru. Tam zakotwiczymy na dwie noce. Zapowiadane 6 godzin drogi kurczy się i przed nami 4 godziny jazdy. Mija szybko, po drodze oczywiście jedna przerwa na kawę i toaletę. To plus, że przy turystycznych szlakach jest sporo miejsc z całkiem czystym zapleczem, i nikogo nie razi nawet fakt, że czasem kierowca, by dotrzeć do takiego zajazdu, zapewne z góry upatrzonego, zmienia nagle pas i zasuwa przez kilkaset metrów pod prąd autostradą w Indiach.

Nie jesteśmy i my drobiazgowi, poza tym po wczorajszej skardze, mamy teraz kierowcę jak z reklamy: gada non stop, stara się zabawiać nas wszystkich, jest nadzwyczaj uprzejmy i wydaje się, że podjęliśmy dobrą decyzję.

Tuk tukiem do Pałacu Wiatrów

Docieramy do miasta widząc od razu, że to zupełnie inna bajka niż Delhi. Dużo bardziej tu przytulnie. Mieszkamy w prawdziwym pałacu przerobionym na hotel. Nasz kierowca żegna się z nami będąc pewnym, że już nigdzie sami nie ruszymy. I tu jest jego błąd. Ledwo zniknął za rogiem, a my wsiedliśmy po małych negocjacjach do tuk tuka, by ruszyć do miasta. Cel Pałac Wiatrów – to symbol całego miasta. Piękny budynek, teraz w pełnej krasie widzimy go z zewnątrz, jesteśmy już po 17, ale udaje się nam wśliznąć jeszcze do środka. Mały niesmak przy kasie z biletami pan w okienku będąc przekonanym, że spieszy się nam tak bardzo, by wejść, że nie przeliczymy reszty (co zresztą zdarza mi się dość często) wydaje o 20 rupii za mało — to pokaźna różnica, i nie ukrywam, że nienawidzę takich sytuacji. On niewzruszony przyłapany na gorącym uczynku, stara się nie reagować. O żesz…

Ale w samym pałacu jest cudnie, piękne słońce do zdjęć, mało ludzi, spokój, widoki bezcenne.

Nieopodal podobno jest puja (modlitwa wieczorna) o 18:00, a to akurat za kilka minut, nie trzeba nas długo namawiać, by przejść obok i zobaczyć jak wyglądają modły w Świątyni Kriszny.

Sporo tu ludzi, znowu wspólne zdjęcia, Zośka już jest trochę zmęczona, czas i zmiana w tę stronę nam nie sprzyja, trudniej jest się przestawić.

Pora na kolację

Mam upatrzoną restaurację, wręczam kierowcy tuk tuka adres, niewiele mu to mówi, ale nie chce nas stracić i pakuje niemal na siłę do swojej kolorowej fury. Dopiero potem rozpytuje kolegów kierowców, dokąd ma nas właściwie zawieźć. Dogadujemy cenę, ostatecznie i tak wszystko, co stargowałam mu płacę, bo okazuje się, że pędzimy z nim całkiem niemały kawałek. Zna świetnie miasto i należne skróty, jesteśmy na kolacji w bardzo małej klimatycznej restauracji, trochę niepokoi mnie brak gości, ale po pół godziny w sali nie ma żadnego wolnego miejsca. No tak, czas karmienia w podróży z dziećmi jest zupełnie inny.

Najedzeni, otumanieni cały czas zmianą czasu, łapiemy ostatniego na dzisiaj tuk tuka i wracamy do pokoju, by niczym maharadża zapaść w sen, znowu głęboki, w jego łóżku z baldachimem.

 

Pojechali i napisali: