Relacje z podróży ESTA Travel - ESTA Travel
Biuro Podróży ESTA Poznań

Rodzinna podróż po Indiach 26.01-6.02.2020

Jest co podziwiać!


29-01-2020

Fort Amber

Na dzisiaj zaplanowaliśmy najpierw wejście do Fortu Amber nieopodal Jaipuru. Atrakcją mają być wspinaczki na słoniu. Od zawsze w ten sposób można zdobyć fort, który góruje nad całą okolicą i oferuje mnóstwo wrażeń, to obowiązkowy punkt programu. Podróżując z dzieciakami zwracamy szczególną uwagę na inne dzieci, ale i na zwierzęta. Tu na każdym kroku mamy krowy, psy, koty, małpy, wiewiórki, dla nas dobrze, bo dzieciaki przeszczęśliwe, a Zosia szczególnie. Mała kolejka do słoni, zostajemy rozdzieleni na dwie grupy i jedziemy. Piękne widoki z grzbietu słonia, zwierzaki bardzo zadbane, pięknie ozdobione, współpracują ze swoimi poganiaczami.

W samym forcie spotykamy całkiem sporą grupę Polaków, poza tym mała grupka z Hiszpanii i kilku indywidualnych turystów, wcale nie jest ciasno.

Bardzo ładne wnętrza, cudne widoki na okolicę, jest co podziwiać.

Mały magik

Około południa kończymy zwiedzanie i spotykamy się z naszym kierowcą, który zabiera nas do punktu widokowego z pałacem na wodzie. Tu kolejna atrakcja dla dzieci, mały magik, który na naszych oczach w bardzo zabawny sposób pokazuje kilka sztuczek zarabiając w ten sposób kilka rupii. Nasze dzieciaki zachwycone, a my podchwytujemy kolejny temat do dyskusji, jak inaczej żyją dzieci w Indiach, a inaczej w Polsce.

Masala czaj

Grobowce ostatniego władcy, podobno piękne miejsce, bardzo zdobione i pomijane przez turystów, tym bardziej chcemy je zobaczyć. Na miejscu okazuje się, że jesteśmy sami. Zosia zasnęła na dobre, robimy dyżury przy śpiącej Zośce w samochodzie i idziemy na zwiedzanie. Dzieciaki poniżej 12 lat nie płacą za bilety w Indiach. To warto wykorzystać planując podróże. Ja korzystając ze zmiany przy Zosi idę na najprawdziwszą herbatę masala w pobliskiej kawiarni. W ceramicznych jednorazowych kubkach podawana jest aromatyczna i bardzo słodka masala czaj. Z imbirem, kardamonem, przyprawami smakuje wyjątkowo, i choć na co dzień nie pijam słodkiej herbaty, dla tej hinduskiej zawsze robię wyjątek.

Zgłodnieliśmy. Kierowca od razu wie dokąd nas zawieźć. Zawsze boję się takich polecanych bardzo turystycznych miejsc. Oczywiście, nie jesteśmy sami. Musi być czysto oraz smacznie ze względu na dzieci, dla których kuchnia hinduska to swoiste wyzwanie, ale w takich podkręcanych knajpach poza kosmicznymi cenami, jedzenie jest nijakie. Tu na szczęście, nie jest aż tak źle, poza zupą pomidorową, której nikt nie wybrał, ale była pomysłem nas rodziców dla Zosi, okazuje się, że reszta była całkiem smaczna. A banan na deser zrobił furorę, poza biegającą od stolika do stolika Zosią, zaczepiającą kolejno wszystkich turystów.

Świątynia Małp

Popołudniowe zwiedzanie to Świątynia Małp i pobliskie źródło, tu bardzo lokalnie. Mnóstwo miejscowych, nie brakuje niestety opiekunów małych świątynek, którzy wyłudzają pieniądze niemal za wszystko. Tu zadzwonią dzwonkiem, tam zawiążą sznureczek i każą sobie za to płacić. Nie wszędzie daje się nam z tego wykpić.

Zdjęcia, zdjęcia, zdjęcia...

Na koniec jednak wielkie zaskoczenie, jak zwykle i tym razem jesteśmy poproszeni przez rodzinkę hinduską o zdjęcia, stajemy do ujęć, robimy zdjęcia, oni nam, my im, najpierw same dzieci, potem same kobiety, na koniec wszyscy razem. I nagle przy rozstaniu panie wręczają naszym dzieciakom po 10 i 20 rupii. Pierwsze zarobione pieniądze naszych dzieciaków w Indiach. Okazuje się, że to tutejszy zwyczaj, rodzina przyjechała do Jaipuru z dalekiej małej miejscowości i jest to dla nich osobista pielgrzymka. I tak miła niespodzianka.

Przed powrotem do hotelu zostajemy w centrum miasta. Olek uwielbia targowanie się i zakupy, na tutejszych straganach znajdujemy wszystko, czego nam potrzeba. A na deser idziemy na lody i pyszną kawę z widokiem na Pałac Wiatrów. Chwilo trwaj!

P.S.

Przed lodami i kawą byliśmy jeszcze w obserwatorium i pałacu a tam natknęliśmy się na wesele, ale o tym w szczegółach na blogu już wkrótce. 

 

Pojechali i napisali: