Relacje z podróży ESTA Travel - ESTA Travel
Biuro Podróży ESTA Poznań

Ekwador i Wyspy Galapagos 17.03-1.04.2021

Laguna Quilotoa


20-03-2021

Poranek z widokiem

Dzisiaj zrywamy się wcześnie, bo bardzo długi dzień przed nami. Mamy wielkie szczęście, bo widok na Cotopaxi z naszych okien jest niesamowity! Na tyle atrakcyjny, że Asia, a potem i ja wychodzimy na taras przez okno w łazience, by uchwycić ten moment.

Nadrabiamy zaległości w internecie. Kominki, które miały nas ogrzać wczoraj wieczorem, a nawet dosuszyć nasze buty wygasły niemal natychmiast. Mokre drewno nie miało szans, by się zapalić. Na śniadanie same smakołyki. Dodatkowo dostajemy dwie wielkie michy z sałatką z awokado i pomidorami. Są świeże soki, wspaniałe pieczywo wypiekane w tutejszym piecu. A na koniec hotel zdejmuje z nas wszystkie koszty za zamawiane napoje w ramach przeprosin za to, co się stało.

I kiedy już mamy odjeżdżać wulkan odsłania się całkowicie. Tonie w słońcu, wygląda olśniewająco. A gdy dodać do tego zieleń, kwiaty, ogród i wspaniałą dolinę mamy idealny plan do zdjęć, z czego zresztą skrupulatnie korzystamy. Są zdjęcia indywidualne, grupowe, w parach i w pojedynkę. To chyba równie atrakcyjny widok dla naszych opiekunów, którzy podobnie jak my wyjęli swoje aparaty i też fotografują wulkan.

W drogę

Jednak droga czeka, tym bardziej że pierwsze kilometry pokonujemy znowu po kamieniach, rozpadlinach i wśród wartkich strumyków. Nagle na drodze przeszkoda, stado krów na pastwisku, ale trójką cieląt na środku drogi i ani w prawo, ani w lewo, a każdy kolejny metr przejechany autobusem przegania maluchy odciągając je od stada. Akcja ratunkowa rusza, Adriana i Marek wyskakują i delikatnie zagradzają drogę cielakom, które posłusznie nawracają i powolutku szukają drogi do mamy. Misja zakończona sukcesem!

Ale wystarczyło przejechać tylko kilka metrów dalej by natknąć się na kolejną przeszkodę. Tym razem sytuacja wygląda poważniej. Pickup wypełniony ludźmi stoi w poprzek drogi, tylne koła w rowie i nie może wyjechać. Widać, że miejscowi starają się wypchnąć auto, wyskakujemy i my do pomocy. Kiedy ostatecznie uda się wydostać auto z rowu, okazuje się, że przy zjeżdżaniu z górki auto straciło hamulce i kierowca ratował się uciekając w rów. Roztrzęsiona seniorka i blade jej kuzynki nie mogą dojść do siebie, płaczą przy drodze, ale nikt nie odniósł żadnych ran.

To dalej w drogę. Mijamy tutejszych kowbojów na koniach, mijamy wioski i coraz więcej aut z rowerami na pace ciągnących tutaj na przykład z Quito, by spędzić weekend.

My wjeżdżamy na Panamaricanę, droga wreszcie gładka. Cotopaxi jak malowany cały czas mamy go po prawej, a potem po lewej stronie, wjeżdżamy na niego na wprost. Mamy tak wielkie szczęście jak Cotopaxi.

Przerwa na toaletę, oczywiście tuż obok Cotopaxi. My jednak chcemy kawy. Znajdujemy kawiarnię przy drodze. Posileni ruszamy dalej w stronę Laguny Quilotoa. Kolejny przystanek przy sklepie z maskami, tutaj także świnki morskie z rożna i kolorowe kubeczki.

Laguna Quilotoa

Zależy nam na czasie i na pogodzie, zatem jeszcze tylko cudny kanion do obejrzenia, a potem już laguna. Już pierwszy widok z góry na błękitno-szmaragdowe jezioro zapiera dech w piersiach. Nie możemy się napatrzeć. Jest cudnie. Szalejemy fotograficznie. Widok niesamowity, zdjęcia jak z najlepszych albumów. Dzielimy się na dwie grupy i dwójka zostaje na górze, a my podejmujemy wyzwanie i schodzimy do samej laguny. Pogoda nadal jak na zamówienie, i to właśnie słońce powoduje te szmaragdowe refleksy. Droga zajmuje nam ok. 40 minut, bo stale robimy sobie przerwy na zdjęcia. Poza tym całkiem spory tutaj ruch. Wielu miejscowych przyjechało na spacer weekendowy. Musimy także uważać na muły, które mają swoją udeptaną ścieżkę i dzielą ją z nami.

Na dole jest sporo kolorowych kajaków, piękna gładka toń wody. Nie zatrzymujemy się tutaj zbyt długo. Pamiątkowe zdjęcia i ruszamy z powrotem. Od samego początku umawialiśmy się na wjazd na mułach i tego się trzymamy. Pakujemy się na siodła i ruszamy. Muły nauczone wchodzić w dwójkach formują pary i wszyscy już są na trasie. Także to podejście zajmie nam ok. 30 minut, jest stromo i wysoko poza tym cały czas jesteśmy na 3800 metrów.

Tradycyjna kolacja

Zasłużona mała przekąska w restauracji z widokiem, a potem już przejazd w stronę Banos, kolejnej miejscowości, gdzie będziemy nocować. Po drodze kolacja proszona. Odwiedzamy tutejszą rdzenną społeczność, która podejmuje nas tortillami z kukurydzy, angażując do lepienia nasze dziewczyny. Potem jest herbatka ziołowa i zupa z dynią, kurczak, deser z gotowanych czereśni, a atrakcją jest świnka morska.

Objedzeni poznajemy jeszcze historie tutejszej społeczności, poszczególne elementy stroju. Ochotnicy: Iwona i Wacek zostają ubrani w lokalny strój, a potem jeszcze mamy okazję posłuchać języka kechua.

Koniec na dzisiaj, teraz tylko hotel i odpoczynek.

Pojechali i napisali: