Relacje z podróży ESTA Travel - ESTA Travel
Biuro Podróży ESTA Poznań

Ekwador i Wyspy Galapagos 17.03-1.04.2021

Powitanie wiosny w Ekwadorze


21-03-2021

Pierwszy dzień wiosny w Ekwadorze

Kto by pomyślał? Wyglądam przez okno o 6 rano. Słońce tu wstaje bardzo wcześnie i świeci przez 12 godzin. Zapowiada się piękny dzień. Trochę pracy w łóżku, relacje, zdjęcia, maile, a potem wraz z Asią czmycham na śniadanie do miasta. Co to za frajda po ponad roku siąść sobie w fajnej i klimatycznej kawiarni z wielkim kubkiem puszystego cappuccino i pysznym muffinem. Ale radość! Wiosnę to mam teraz w sercu i żołądku.

Huśtawka na końcu świata

Wracamy do hotelu, gdzie wszyscy przygotowują się do wyjścia. Dzisiaj w planach Banos i okolice, ale przede wszystkim wodospady. Pierwszy punkt programu to położony za miastem domek na drzewie. Powstał tu przypadkowo wybudowany z inicjatywy pana monitorującego aktywność wulkanu. Teraz obrósł w całkiem spore centrum rozrywki. My ciągniemy do huśtawki na końcu świata. Widok ten dalszy tonie w chmurach, ten bliższy jest zielony. Sceneria bajkowa. Szukamy pierwszego ochotnika. Na huśtawkach Iwona, której aż się nogi trzęsą ze strachu, ale z każdym kolejnym razem jest lepiej. Wacek bawi się przednio, Małgosia płynie tak gładko i elegancko. Ilona niby się boi, a jednak podoba się jej nuta szaleństwa. Asiunia szaleje na całego z obrotami i leci wysoko wysoko. Podobnie Marek, który bawi się jak dziecko. Aga delikatnie, a jednak z obrotem, a na koniec ja macham nogami i mogłabym tak huśtać się jeszcze i jeszcze. Ależ to było przyjemne!

Teraz mamy czas by wejść do domku na drzewie, podziwiać cudne kwiaty: wspaniałe hortensje, niesamowite kosmosy, wspaniałe amarylisy.

Lecimy na linach do wodospadu

Po takiej dawce adrenaliny jesteśmy gotowi na wszystko. Zatem wracamy do głównej drogi, by zatrzymać się przy pierwszym z trzech wodospadów zaplanowanych na dzisiaj. Wysiadamy z autobusu i od razu pojawia się pomysł, by polatać. Wodospad widać wprawdzie z drogi, ale można obejrzeć go z bardzo bliska. Część z nas decyduje się na kosz, taki wagonik, którym bezpiecznie można dotrzeć na drugą stronę, a potem wrócić, ale mamy grupę śmiałków, która decyduje się lecieć przed siebie na linach. Iwonka na siedząco a my pozostała czwórka na leżąco na brzuchu. Im bliżej, tym większy strach. Najpierw lecą Iwona i Marek. Ale to wygląda! Potem Asia i Wacek - super synchronizacja, a na koniec ja. Wow! Tylko krótko i hamowanie dość osobliwe zaskakuje wszystkich, bo ma się wrażenie jakby należało się zderzyć ze ścianą, by wyhamować ostatecznie.

Ale cudnie! Kolejny wodospad oglądamy tańcząc na ulicy. Tak, na ulicy. Z pobliskiego wielkiego auta dudni skoczna i latynoska muzyka i wiele nam nie trzeba - Marek, Adriana, Wacek, a potem wszyscy podrygujemy w takt muzyki.

Kocioł Diabła

No i wreszcie przychodzi moment na Kocioł Diabła, najbardziej spektakularny wodospad w okolicy. Jedziemy na parking i już wiemy, że sami nie będziemy. Jest niedziela i sporo miejscowych, nawet z odległych krańców Ekwadoru przyjechało dzisiaj na zwiedzanie Banos.

Jest ciepło, ale zabieramy ze sobą kurtki na deszcz. Schodzimy do samego wodospadu. Asia nawet pod wodospad. Jest cała mokra, ale zadowolona.

Lunch

I to jaki! Cudne miejsce z mnóstwem kolorowych obrazów, ogrodem w patio, cudnymi basenami. A jedzenie? O mamo! Jakie pyszne! Zupa z awokado, krewetki z risotto z quinoa, a na deser mus z marakui. Jesteśmy w niebie.

Wracamy do hotelu, króciutka przerwa i spacer do miasta. Idealna okazja na zdjęcia, drobne zakupy.

Disco latino na kółkach

A ponieważ wiosna, to mam niespodziankę dla grupy. O 18:45 zapraszam wszystkich na przejażdżkę ciężarówką przerobioną na otwarte auto. Z tyłu dudni muzyka latynoska, leje się rum z colą i mamy dyskotekę na kółkach tylko dla siebie. Jest już ciemno, auto mieni się wszystkimi kolorami tęczy, lampki mrugają, cudnie. Grupa jest zaskoczona i bardzo szybko tanecznym krokiem podłapuje klimat disco latino. Bawimy się pnąc pod górę na jedno ze wzgórz. Ale zabawa! Są z nami Omar i Adriana, którzy równie dobrze jak my bawią się w rytm swojej muzyki. Nawet podśpiewują.

Most Miłości

Na samym końcu jest most miłości, gdzie szybko kradniemy show i jako jedyna grupa turystów i to tańczących stajemy się atrakcją. Jesteśmy filmowani i robi się nam zdjęcia. Zostaliśmy nawet poproszeni o rundę honorową przejścia przez most w poncho i kapeluszach.

Ale zabawa! A to nie koniec, bo jeszcze trzeba do domu wrócić. Ten pierwszy odcinek drogi w chmurach jest niesamowity. Tylko my i mleko dookoła. Wspaniałe przeżycie. W mieście machają nam miejscowi, dołączają kołysząc biodrami do kolejnych hitów. Odstawieni przed hotel żegnamy naszego kierowcę Jezusa i głodni idziemy jeszcze do miasta na kolację.   

Pojechali i napisali: