Estera Hess — podróżnik, traveler, pilot wycieczek zagranicznych, explorer, lingwista. Smakosz kuchni świata, amator sportów motorowych. Łowca przygód egzotycznych, ekspert w planowaniu indywidualnych wyjazdów zagranicznych. Doradca przy wyborze kierunku wakacji.
Niekoniecznie. O godzinie 9:30 spotykamy się z Robertem – naszym lokalnym przewodnikiem, który zabierze nas dzisiaj na treking po południowej części wyspy.
Najpierw na pace samochodu podjeżdżamy do Grand Anse, a następnie ruszamy na szlak. Jeśli ktoś spodziewał się spokojnego spacerku, to był w dużym błędzie. Wędrujemy przez las tropikalny i plażą. Przeciskamy się między skałami i wspinamy po olbrzymich głazach. Wszystko to pod czujnym okiem Roberta i jego pomocnika, którzy wskazują nam gdzie stawiać stopy, jak pokonywać kolejne przeszkody.
Wysiłek i walka z własnymi lękami nie idą na marne. Po około 2 godzinach docieramy do Anse Marron – plaży na południowym skraju wyspy. Miejsce jak z reklamy. W kilka sekund lądujemy w wodzie i zaczynamy pluskać się jak dzieci. Wokół nas pływają kolorowe rybki, a po chwili nasi przewodnicy przynoszą nam przekąskę w postaci świeżych, soczystych owoców. Po tej jakże przyjemnej przerwie ruszamy na drugą część szlaku.
Tym razem jest już spokojniej. Robert opowiada nam o tutejszych roślinach, dostajemy lekcję zrywania i obierania kokosów, a na koniec w wodzie zmierzamy ku znanej już Anse Source d’Argent, na której kończymy naszą trasę.
Zasłużyliśmy na nagrodę, dlatego szybko zajmujemy miejsca w knajpce na plaży i zamawiamy świeże soki z mango i ananasa. Posileni możemy ruszyć w drogę powrotną do naszego hotelu. Zmęczeni, ale przeszczęśliwi kończymy ten dzień na naszej plaży wpatrując się w zachodzące słońce i sącząc lokalny rum.
