Relacje z podróży ESTA Travel - ESTA Travel
Biuro Podróży ESTA Poznań

Rodzinna podróż do Meksyku 15-29.01.2022

Najtrudniejszy dzień


22-01-2022

Dzień Dziadka

U nas dzisiaj ważny dzień. Jedyny taki dość niebezpieczny. Dlaczego? Otóż jest taki odcinek pomiędzy San Cristobal właśnie a Palenque, gdzie na odcinku ok. 300 km bywają przeszkody, zapory i niespodzianki organizowane przez grupy czasem zamaskowanych zapatystów. Bywają zazwyczaj konsekwentni i oczekują pieniędzy. Mamy wszystko opracowane. Pieniądze pochowane, w kieszeniach małe kwoty peso. Godzina wczesna, trasa opracowana, jedziemy. Dzieciaki nic nie wiedzą, a my zrelaksowani staramy się nie myśleć o tym, że może być niebezpiecznie.

Po dwóch godzinach bardzo przyjemnej drogi, usianej jedynie śpiącymi policjantami, którzy bywają czasem zbytnio duzi i niewygodnie się przez nich przejeżdża docieramy do ruin, zupełnie dla mnie nowych.

Tonina

Tak się nazywają ruiny, leżą w dżungli, i nigdy tu nie byłam. Na miejscu na parkingu jest małe prowizoryczne biuro, okazuje się, że nie ma tu biletów wstępu, a jedynie skrzynka z datkami na Czerwony Krzyż.

Udajemy się na zwiedzanie. Naszym oczom okazuje się wspaniały widok na wysoki budynek z labiryntem, tunelami, kamiennymi ołtarzami. Poza nami jest kilku indywidualnych turystów, w tym dwójka z Polski, reszta to Francuzi.

Mamy też internet, udaje się nam zrobić piękną rodzinną relację na żywo.

Przy wyjściu z obiektu odkrywamy małą restauracyjkę i kawiarnię. Są lody i kawa, bo zaraz przecież ma być obiad. Przed nami ostatni odcinek do pokonania, a my pieszo wracamy na parking. Olek dosiada tutejszego konia i dociera konno na parking.

Ruszamy w trasę

Telefon ustawiony każe nam zawrócić z naszej trasy do drogi głównej. Pokazuje optymistyczny czas przejazdu to jedziemy. Droga dość szybko z asfaltowej z hopkami zamienia się w szutrową z hopkami, a że jest bardzo kręta to zmieniam się z Maciejem za kierownicą. Szybko po tym jak na drodze pokazuje się pan à la kowboj w kapeluszu z wielkim rondem i zatrzymuje nas.

Na asfalcie leżą dwie kłody drewna, poza nim, dwóch kolegów na poboczu. Mówi o 50 peso (100 zł) dobrowolnej opłaty. Ja akurat siedzę z dzieciakami z tyłu, nie odzywam się, Maciej rozmawia z panem po polsku – to sobie pogadali. Stanęło na 20 peso (czyli 40 zł), bo już inne auta trąbiły irytując się ile to można czekać.

Jedziemy dalej. Kilometrów ubywa, droga coraz węższa, a na prawo i na lewo wieś meksykańska, jakiej nigdy nie widziałam. Auta spotykamy sporadycznie, za to konie i kowbojów non stop. Kobiety i dzieci siedzą pod drzewami, w starych beczkach grillowane kurczaki i skórka wieprzowa. Co jakiś czas mijają nas pickupy wyładowane ludźmi na kilka pięter w górę.

Jedziemy, zaraz mamy być na miejscu, bo finał kolejnego etapu podróży to Wodospady Aguas Azul, a tam krewetki i pyszne ryby akurat w samą porę na obiad.

Wodospady Aguas Azul?

Jak telefon oznajmia nam koniec trasy to jesteśmy pośrodku niczego. Miejscowość wprawdzie nazywa się Aguas Azul, ale o wodospadach tu nikt nie słyszał. Staje się jasne, że dotarliśmy nie tu gdzie trzeba. Pada na nas blady strach, ale nikt się do tego nie przyznaje. Nie mamy zasięgu, mapa zbyt duża, by znaleźć takie małe miejscowości, trzeba pytać. A wiadomo, że ile pytań tyle odpowiedzi i różnych pomysłów jak nas wysłać na miejsce do Palenque.

Kiedy wreszcie udaje się nam kupić internet i sprawdzić mapę przejazdu po tym jak zostaliśmy doholowani na miejsce mamy do przejechania więcej kilometrów niż na starcie i zamiast być na  miejscu o 17:00 będziemy o 21:30, a od 17:30 jest ciemno. Nie brzmi to zbyt dobrze.

Ale nie mamy wyjścia, szybki postój w sklepie, ciasteczka, chipsy, zapychacze i jedziemy.

Ostatni odcinek drogi

Jest wszystko, czego nie powinno być, mgła gęsta jak wełna, policjanci na pół metra poukładani jeden za drugim, ciemne pobocza z nieoświetlonymi pieszymi, rowerzystami, bezdomnymi psami. Sam miód. Maciej dzielnie za kierownicą.

Ja informuję hotel, że będziemy późno, a tam ciepły głos zapewnia mnie, że poczekają na nas z kolacją nawet do północy.

Uczepiamy się na ogonie małej ciężarówki, która z pewnością zna trasę, bo jedzie bardzo pewnie i tak o 21:30 docieramy na miejsce. Jesteśmy padnięci. I my i dzieci, nawet już chyba nie mamy zbytnio apetytu na kolację, ale zmuszamy się, by coś przekąsić. Teraz tylko spać. Jutro rozejrzymy się po okolicy.

Następny dzień

Pojechali i napisali: