Estera Hess — podróżnik, traveler, pilot wycieczek zagranicznych, explorer, lingwista. Smakosz kuchni świata, amator sportów motorowych. Łowca przygód egzotycznych, ekspert w planowaniu indywidualnych wyjazdów zagranicznych. Doradca przy wyborze kierunku wakacji.
Nie ma co ukrywać — jesteśmy zmęczeni… Wczesne wstawanie na lot do Ugandy i bardzo krótka pierwsza noc — spaliśmy raptem 2-3 godziny, robią swoje. Ale przygoda czai się przecież tuż za rogiem. Pakujemy się wiec bez marudzenia do naszego terenowego jeepa i ruszamy w kierunku Jeziorem Mburo, zatrzymując się jeszcze nad Jeziorem Wiktorii.
Wszyscy byliśmy już nie raz w Afryce, ale nikomu z nas nie udało się nigdy zobaczyć tego największego zbiornika wodnego Afryki. A ponieważ nasz piękny hotel jest raptem dwa kilometry od Jeziora Wiktorii wspólnie stwierdzamy, że absolutnie nie możemy przegapić takiej okazji.
Nasz kolejny przystanek to wioska, gdzie wyspecjalizowano się w produkcji bębnów. Są piękne! Małe, duże, o różnych wzorach… Robimy zakupy i ruszamy w kierunku równika. Kawa na równiku i koniecznie eksperyment z wodą, która różnie odpływa, w zależności od tego, na której półkuli jesteśmy. Niby wszyscy to wiemy i wielu z nas widziało ten eksperyment w innych miejscach, ale radość i zaskoczenie zawsze są takie same.
Popołudniem docieramy do przepięknej, bardzo klimatycznej lodży na terenie Parku Narodowego Mburo.
A to jeszcze nie koniec wrażeń! Po lunchu czeka nas rejs łodzią, podczas którego mamy możliwość przyjrzeć się z bliska hipopotamom i krokodylom.
Wracamy na kolację i umawiamy się, że kolejnego dnia nie wstajemy wcześniej niż o 7.00!
