Estera Hess — podróżnik, traveler, pilot wycieczek zagranicznych, explorer, lingwista. Smakosz kuchni świata, amator sportów motorowych. Łowca przygód egzotycznych, ekspert w planowaniu indywidualnych wyjazdów zagranicznych. Doradca przy wyborze kierunku wakacji.
Kto myśli, że Seszele to tylko błogie lenistwo na plaży, jest w błędzie.
My dzisiejszego dnia ponownie stawiamy na aktywność fizyczną.
Wcześniej niż zazwyczaj, bo już kwadrans po godzinie ósmej opuszczamy hotel i ruszamy na spotkanie z przewodnikiem, który przeprowadzi nas przez południowy, najbardziej niedostępny kraniec wyspy.
Nasz spacer zaczynamy nieopodal Grand Anse skąd kierujemy się na południe. Początkowo przez las, a następnie pośród skał wędrujemy podziwiając widok na ocean, a z drugiej strony na bujną zieleń lasu tropikalnego.
Przewodnik opowiada nam o tutejszych roślinach i ich leczniczych właściwościach. Już chwilę po wejściu do lasu mamy szczęście dostrzec rajską muchołówkę – endemiczny gatunek ptaka z charakterystycznym pięknym długim ogonem. Przeprawa przez skały, gdzie czasami musimy wcisnąć się między wielkie głazy, by chwilę później wspinać się na ich szczyty, wielu z nas podnosi poziom adrenaliny.
Zasłużona nagroda czeka nas na Anse Marron, gdzie mamy czas by wskoczyć do wody, zrelaksować się, a następnie w cieniu cieszyć się przygotowaną dla nas przez przewodników przekąską na bazie owoców.
Druga część wędrówki jest mniej wymagająca technicznie, jednak trasa prowadzi w pełnym słońcu, więc pot spływa nam po twarzach i plecach. I w końcu naszym oczom ukazuje się znana nam już doskonale Anse Source D’Argent.
W nagrodę fundujemy sobie soki z dodatkiem tutejszego rumu i nabrawszy sił wracamy do naszego hotelu na popołudniowy relaks.
