Estera Hess — podróżnik, traveler, pilot wycieczek zagranicznych, explorer, lingwista. Smakosz kuchni świata, amator sportów motorowych. Łowca przygód egzotycznych, ekspert w planowaniu indywidualnych wyjazdów zagranicznych. Doradca przy wyborze kierunku wakacji.
Po tygodniu możemy powiedzieć, że poznaliśmy już prawie każdy skrawek La Digue. Do pełni szczęścia brakuje nam tylko jej południowo wschodniej części, którą właśnie dzisiaj chcemy eksplorować.
Rowerami dostajemy się na Grand Anse – dużą, piaszczystą plażę przeznaczoną dla surferów. Stąd ponad 2-kilometrowym szlakiem ruszamy na północ. Przez las tropikalny i skały dostajemy się najpierw na Petite Anse, a następnie na Anse Cocos. Obie plaże zachwycają drobnym, białym piaskiem. Ludzi jest tu niewielu, dlatego poczuć można się prawie jak na bezludnej wyspie.
Przerwa na świeży sok, a następnie kontynuujemy naszą wędrówkę do ostatniej z dostępnych plaż, czyli Anse Caiman. To raczej nieduża zatoczka z małym barem i wodą idealną do snorklowania. Z tego miejsca dostrzec można już restaurację, do której drogą od północy zawitaliśmy na sobotni lunch.
Po krótkim odpoczynku ruszamy w drogę powrotną. Na dłużej zatrzymujemy się przy Anse Cocos, gdzie powstał naturalny basen, w którym można bezpiecznie wylegiwać się w krystalicznie czystej wodzie z dala od wzburzonych fal.
Do hotelu docieramy chwilę przed godziną 17, zmęczone, ale usatysfakcjonowane.
