Estera Hess — podróżnik, traveler, pilot wycieczek zagranicznych, explorer, lingwista. Smakosz kuchni świata, amator sportów motorowych. Łowca przygód egzotycznych, ekspert w planowaniu indywidualnych wyjazdów zagranicznych. Doradca przy wyborze kierunku wakacji.
To dzisiaj jest ten wielki dzień, na który czekałam od bardzo dawna. Lecimy do Papui i Nowej Gwinei. Wraz ze mną od dobrych już dwóch lat czeka też spora grupa osób, która zdecydowana na wielką przygodę musiała odwlec swoje plany ze względu na COVID. W międzyczasie grupa nam urosła o kolejnych śmiałków i tak dzisiaj spotykamy się całą 15 w Warszawie.
Pierwsze dwa loty na jednym bilecie, stawiamy się nawet przed czasem przy stanowisku Qatara, a tu niespodzianka. Poza dokumentami, które mamy potrzebujemy jeszcze deklarację o stanie naszego zdrowia by wjechać na Filipiny. I nie ma wersji papierowej tylko jedna online. Cóż gorąco, bo odprawa w toku, nas jest 15, a deklaracja to 4 strony drobiazgowych pytań, załączniki, skany. Pracujemy na kilka rąk, kilka osób próbuje wraz ze mną symultanicznie wypełniać swoje deklaracje na telefonach, te jednak szwankują i nie każdy przepuszcza wniosek dalej. Na szczęście Martyna, która akurat jest z grupą na Krecie ma teraz chwilę wolnego i tak wisząc na telefonach kolejno wypełniamy deklaracje. Jest gorąco, czas leci, a kolejne osoby z wypełnionymi wnioskami podchodzą do odprawy.
Nigdy jeszcze nie byłam ostatnią osobą przy odprawie, a dzisiaj właśnie jestem. Za mną pani wiesza sznurek obwieszczający koniec przyjmowania pasażerów na pokład.
Samolot pełniusieńki, ale najważniejsze, że wszyscy razem lecimy najpierw do Doha, tu bez najmniejszych problemów sprawna przesiadka i kontynuujemy podróż do Manili.
Tu dopiero się zacznie. Ale to już kolejny dzień.
