Estera Hess — podróżnik, traveler, pilot wycieczek zagranicznych, explorer, lingwista. Smakosz kuchni świata, amator sportów motorowych. Łowca przygód egzotycznych, ekspert w planowaniu indywidualnych wyjazdów zagranicznych. Doradca przy wyborze kierunku wakacji.
Do dzisiaj nie wiedzieliśmy, że kury i koguty lubią siadać na bananowcach i wrzeszczeć jak opętane, oczywiście ok. 5 nad ranem. Co z tego, że zaplanowaliśmy sobie pospać, nie ma mowy. Śniadanie też przyspieszone, bo co tu tak długo robić, skoro pobudka przymusowa została przesunięta przez ptaki.
Za to był czas by wypuścić się samodzielnie do wioski na zdjęcia, a te wyszły przepiękne, bo wioska piękna, do tego pusta, i nawet napotykane dzieciaki lub dorośli nie garnęli się do pozowania, czy zagadywania nas.
Piękny to był pobyt tutaj. Dzisiaj dla odmiany słońce w pełni, dopiero teraz mamy porównanie, co znaczy tutaj upał. Tęsknimy za tym małym deszczem, który towarzyszył nam w drodze tutaj. Dzisiaj musimy się maskować na łodzi, a i tak niektórzy z nas opalą się za bardzo.
Warto jeszcze wspomnieć o dwóch pięknych występach przygotowanych przez miejscowych dla nas. Najpierw był to taniec kazuara, w pięknym stroju przypominającym tego wielkiego ptaka były występy dzieci i kobiet pięknie ubranych w bardzo kolorowe stroje z muszelkami i ozdobami.
A w drodze powrotnej w innej wiosce umówiliśmy się na taniec krokodyla, i to było naprawdę piękne, warto było.
Dwa krokodyle zrobione z trawy i gałęzi niesione na ramionach miejscowych, do tego spora gromada dzieci w pięknych strojach i naprawdę bardzo energetyczny występ, poza tym w scenerii pod palmami nad rzeką – to musiało się nam podobać.
Lunch w tym samym miejscu pod drzewem, znajomy kierowca Vincent i wracamy do naszego hotelu.
Tutaj niezłe zamieszanie z pokojami, z bagażami, ze wszystkim. Ale daliśmy radę, wykąpaliśmy się i odpoczęliśmy. Kolacja tak samo z rozmachem, odwiedził nas dzisiaj Biskup Polak z Sząbruka.
