Estera Hess — podróżnik, traveler, pilot wycieczek zagranicznych, explorer, lingwista. Smakosz kuchni świata, amator sportów motorowych. Łowca przygód egzotycznych, ekspert w planowaniu indywidualnych wyjazdów zagranicznych. Doradca przy wyborze kierunku wakacji.
Po śniadaniu jedziemy busem za Aswan do Świątyni Kalabsza, to na naszej drodze pierwsza taka świątynia, która została przeniesiona z miejsca na miejsce. Ta nawet z odległości 60 km. Inaczej zginęłaby pod wodami Jeziora Nasera.
Jesteśmy tu dzisiaj pierwszą grupą i mamy obiekt tylko dla siebie, fundujemy sobie niespieszne zwiedzanie, a potem także spacer po wszystkich innych małych świątyniach.
Po powrocie do Aswanu oglądamy niedokończony obelisk, który robi na nas wielkie wrażenie.
Na sam koniec kawa i herbata w iście arabskiej kawiarni nieopodal dworca, a potem umówiona wizyta w szkółce koranicznej. Przywieźliśmy jak zwykle sporo rzeczy dla dzieciaków, kolorowanek, ołówków, kredek, a nawet słodyczy. Przy okazji mamy wgląd za kulisy życia znad promenady nad Nilem. Tu mamy namiastkę prawdziwego Egiptu takiego dla ludzi, Egiptu mieszkalnego.
Lunch na statku, a popołudniem wybieramy się z przygodami na Brzeg Zachodni. Najpierw zamierzaliśmy popłynąć motorówką na drugi brzeg, jednak zepsuł się silnik i zamiast jednej motorówki, mieliśmy nagle dwie. Potem musieliśmy się przesiąść na wielbłądy, bo bardzo chcieliśmy zasmakować, jak to jest jechać na wielbłądzie. Na sam koniec odwiedziliśmy dwa piękne grobowce dostojników z okresu Starego Państwa.
Zwieńczeniem dnia miał być rejs felukką po Nilu. Jak na złość, nie ma dzisiaj w ogóle wiatru i zamiast długiego zaplanowanego odcinka, musieliśmy zmniejszyć nasze plany dopasowując je do wiatru.
Za to były na pokładzie banany, daktyle, muzyka hity polskie.
