Relacje z podróży ESTA Travel - ESTA Travel
Biuro Podróży ESTA Poznań

Senegal i Gambia 31.10.2023 - 14.11.2023

Pieczątki, pieczątki


13-11-2023

Śniadanie z małpami

Zapowiada się kolejny dzień w samochodzie. Znowu odległość na mapie nas nie zaskakuje, ale rzeczywistość jest jednak inna. Najpierw śniadanie oczywiście z małpami, bo inaczej się nie da.

Ruszamy w stronę granicy z Senegalem, po drodze mamy do odwiedzenia kamienne stelle, które zostały wpisane na listę UNESCO. Podjeżdżamy pod wielką i zamkniętą bramę. Przed nią dumnie wisi szyld o patronacie UNESCO i jak nic wielkimi literami widnieje napis, że miejsce to czynne jest od 8:00, a u nas już 8:25 i ani żywego ducha.

Kamienie z listy UNESCO 

Obchodzimy płot, zaglądamy do środka. Na murze podany jest numer telefonu. Nasz opiekun optymista dzwoni pod ten numer, myśląc pewnie, że coś mu się uda zdziałać. Wcale mnie nie dziwi odpowiedź, pan już jedzie.

Taka odpowiedź też nie uspakaja Krzysia, który podchodzi do bramy i wprawnym zdecydowanym ruchem wyjmuje przęsło z zawiasów, odchyla je na bok i tak wchodzimy na teren bardzo ważnych archeologicznych znalezisk.

Chodzimy pośród kamieni, szalejemy fotograficznie i okazuje się, że pan od biletów i od wejścia nie dotarł do końca naszej wizyty. Cóż było począć, wyszliśmy także przez odsuniętą bramę, którą w kilku naszych panów włożyliśmy na swoje stare miejsce.

Na granicy

Czas do granicy mija na kontrolach. W dzień nie jest wcale lepiej niż nocą. Punkty kontrolne rozłożone co kilkaset metrów. Irytuje nas to straszliwie, ale wiemy, że chodzi o łapówki. Za każdym razem powtarza się ten sam proceder. Wychodzi nasz opiekun z autobusu, znika z policjantem za autobusem, a za chwilę ten wraca i odmachuje nas, zwalniając z kontroli. Wiadomo, o co chodzi.

Na granicy wcale nie jest lepiej. Najpierw każdy z nas przechodzi kontrolę paszportową, ale potem, zamiast zwyczajowo wycofać się do autobusu, kierują nas wszystkich na zaplecze do kantorka, gdzie siedzi jedna pani celniczka, albo pograniczniczka, druga nad nią stoi i obie kiwają nad naszym losem. Wygląda na to, że jesteśmy w Gambii nielegalnie, czeka nas wielka kara albo 5000 franków (8 EUR) opłaty.

Jak ja nie lubię takich gadek, tym bardziej, kiedy pani macha mi przed nosem moim paszportem, twierdząc, że ja nic nie rozumiem, bo tu jest właśnie koniec świata, a ja jej opowiadam o tym, jak było naprawdę. Zła pieczątka w paszporcie i to przekreśla nas totalnie chyba, że… opłacimy wjazd.

Wyjazd z Gambii 

Pani jest uparta, ale my też. Wjazd do Gambii dla Polaków odbywa się bez wiz i bez opłat i nie widzimy podstaw, by dawać w łapę, tym bardziej że nasze paszporty mają już 2 strony pieczątek z Gambii i Senegalu, a my stale jesteśmy albo po jednej stronie rzeki, albo po drugiej i to nie jest nasza pierwsza granica.

Pani od machania się zeźliła na mnie i sobie poszła, druga, która siedzi, nie bardzo może się ruszyć, bo my wianuszkiem otaczamy szczelnie jej biurko. Wreszcie przychodzi szef, który wsłuchuje się w opowieść swojej koleżanki, wzdryga ramionami i proponuje… tylko 1000 franków opłaty za osobę.

Kiedy i jemu tłumaczę, że jest to bezpodstawne, a my nie ponosimy odpowiedzialności za nieodpowiednią pieczątkę, musi przyznać mi rację. Pani jak niepyszna, bije nam pieczątki w paszportach i musi dać odejść, choć wydaje mi się, że jeszcze szepce całkiem scenicznym tonem, 1000 franków  (1,30 EUR) od osoby…

Mamy wreszcie kolejną pieczątkę, paszporty w garści i jedziemy dalej już po terenie Senegalu. Lunch całkiem smaczny i wreszcie wieczorem, ale jeszcze przed zachodem słońca docieramy do małego butikowego hotelu nad oceanem. Bardzo tu przytulnie, smacznie, wakacyjnie.

Bardzo kameralna kolacja i idziemy spać.


Następny dzień


Pojechali i napisali: