Relacje z podróży ESTA Travel - ESTA Travel
Biuro Podróży ESTA Poznań

Senegal i Gambia 31.10.2023 - 14.11.2023

Wizyta u Króla Senegalu


09-11-2023

Przekraczamy granicę

Pobyliśmy w Gambii, czas na Senegal.

To położenie Gambii, która wżyna się w Senegal, powoduje, że aby dotrzeć na południe Senegalu, co mamy akurat w planach trzeba przejechać ponownie przez granicę. Miasto jeszcze śpi, pogoda idealna na podróż, nie jest jeszcze ani za ciepło, ani za duszno. Droga mija nam dość szybko.

Granica pojawia się nie wiadomo skąd. Najpierw próbujemy zebrać paszporty i przekazać je do kontroli, jednak nie udaje się ominąć wyjścia z busa i kontroli jeden za drugim. Idzie to dość szybko.

Ciągnie się nam dalsza droga. Wróciliśmy do Senegalu, korzystamy z dobrodziejstw internetu w busie, mamy już nawet hymn wyjazdu, piosenkę o Senegalu.

Szkoła w Senegalu

Przejeżdżając przez jedną z małych miejscowości, miga mi przed oczami błogi obrazek, gromadki dzieciaków, i to maluchów, siedzących przy stoliku wraz z nauczycielem przed budynkiem szkoły, bo obok na maszcie zatkniętym tuż przy szkole powiewa flaga Senegalu. Reaguję szybko i stanowczo, nasz przewodnik i kierowca nie są do końca przekonani, że mamy się tutaj zatrzymać, ale my jesteśmy gotowi na wizytę w przydrożnej szkole. Tym bardziej że kilkoro z nas zabrało ze sobą sporo rzeczy dla dzieciaków i to miejsce wydaje się idealne dla ich rozdania.

Maluchy przyglądają się nam nieco zaskoczone, nauczyciel za to dziarskim krokiem wychodzi naprzeciw by się z nami przywitać.

Okazuje się, że w szkole pracuje tylko 3 nauczycieli, mają pod opieką 80 dzieciaków. Pracują podzieleni na 3 grupy, każda z nich ma swój kąt w szkole. Uczą się jednoczasowo, niekiedy jedna z grup wychodzi tak jak dzisiaj na zewnątrz. Maluchy słodko przyklejone do swoich małych krzesełeczek, które jak się okaże, są jedynym sprzętem w szkole przypisanym do dzieci, wchodzą do budynku.

Pan nauczyciel zaprasza nas do środka, poznajemy drugiego nauczyciela i panią nauczycielkę. Dzieciaki przyglądają się nam ciekawie, witają się z nami, chętnie bawią się na matach rozłożonych na podłodze.

Panie Janie, panie Janie

Sława ma balony, nie trzeba dłużej czekać, Sławek, Arek ofiarnie pompują balony, a kolejne dzieciaki dostają kolorowe zabawki. Dużo radości i gwaru. Najstarsza grupa śpiewa nam Panie Janie po francusku, my odwdzięczamy się, intonując Pana Jana po polsku. Dzieciaki szybko podłapują tę samą melodię i długo jeszcze nucą i tańczą nawet razem z nami. Potem oczywiście wspólne zdjęcia.

Zostawiamy w szkole przywiezione piłki, przybory szkolne, zabawki, ubrania, buty. Mamy pewność, że tu się bardzo przydadzą. Nauczyciel podkreśla, że jeszcze nigdy szkoła nie przeżyła takiej wizyty, i że jest im niezmiernie miło, że udało się im nas ugościć.

Opowiada nam także, jak werbuje dzieciaki do szkoły, popołudniami odwiedzając domy ich rodziców, namawiając, by ich pociechy poszły do szkoły, obiecując, że może kiedyś zostaną prezydentem Senegalu.

Jesteśmy zbudowani tą wizytą, zrobiła nam wszystkim dobrze, była tak spontaniczna, że aż zaskakująco radosna.

Maluchy w mundurkach, zadbane, uczesane, radosne i ciekawe nas zdominowały dzień.

Lunch z Polakami

Na lunch wysiedliśmy bardziej głodni niż zwykle. Spotkaliśmy tu inną jedyną zresztą grupę na trasie i skąd? Z Polski oczywiście.

Pyszne lody, wygrały kokosowe, krewetki, napoje, w tym prawdziwa kawa. Objedzeni ruszamy dalej.

Wciskamy jeszcze w program wizytę u Króla.

Wizyta u Króla Senegalu

Zaskakujące spotkanie, po wcześniejszym ustaleniu terminu zostajemy wpisani w grafik. Nie możemy wejść z ulicy, musimy czekać, aż ktoś po nas wyjdzie. Pana nazywamy sekretarzem, choć powinien nosić miano ust króla, bo to ona odpowiada na nasze pytania, wypowiada się w imieniu króla gdy ten siedzi tuż obok niego na zydelku.

Gdy król wchodzi na święty plac zgromadzeń, staje naprzeciwko nas, a my oddając mu ukłon, witamy serdecznie. Robimy dokładnie to, co nakazał nam lokalny przewodnik i jego kierowca. Chyba wypadliśmy dobrze, bo król długo siedzi z nami, odpowiadając na pytania, a potem chętnie pozuje do zdjęcia grupowego i zdjęć indywidualnych.

Hotel No Stress

Nasz cel na dzisiaj to Hotel No Stress w Cap Skiiring, okolica piękna, droga dojazdowa bardzo malownicza, bo na polach stoi zielony ryż, który tworzy niepowtarzalny krajobraz. Ptaki wodne pomiędzy zagonami ryżu, cudowne pojedyncze palmy, orzechy nerkowca i wizja spędzenia dwóch nocy w jednym miejscu, do tego nad Oceanem Atlantyckim, to zasłużona nagroda po wielu godzinach drogi. Docieramy na miejsce, słońce powoli zaczyna swój wieczorny spektakl.

My czekamy na klucze, za chwilę rozdajemy 6 dwójek i czekamy na jedynki. Niestety czekanie się wydłuża, pokoi nie ma, właściciel niewiele mówi, coś tłumaczy, gdzieś znika, mój kontrahent nerwowo omija mnie wzrokiem, nie mogę wydusić z niego, póki co – co jest nie tak. Wreszcie okazuje się, że problemem są jedynki, i to problemem, którego na pewno nie uda się nam rozwiązać dzisiaj. Pokoje są cztery, czyli to by się zgadzało, ale tak naprawdę to są po dwa łączone, w tym jeden jest zawsze pokojem przechodnim i do podziału jest jedna łazienka. Gdyby to były warunki polowe i ekstremalne przyjęlibyśmy takie warunki bez mrugnięcia okiem, ale widzimy spory hotel, wiele pokoi i nie ma powodu, byśmy godzili się na takie warunki.

Właściciel nie przyjmuje mojej propozycji, by oddać nam dwa pokoje, ale do pojedynczego wykorzystania, by choć dwóm osobom umożliwić już zakwaterowanie, tym bardziej że cała reszta czeka na swoje bagaże.

Czuję, jak podnosi mi ciśnienie i właściciel, który ignoruje mnie i moje pytania o pomysł na rozwiązanie problemu.  Kontrahent niestety broni właściciela zamiast mojej grupy. Zbieram się jak wulkan do wybuchu.

I niestety wybucham, z dala od grupy, na uboczu, ale na tyle skutecznie, że jedziemy szukać nowego noclegu.

Szukam innego noclegu

A jak szukam, to znajduję, biegam po ciemku z chłopakiem z recepcji, oglądając 10 pokoi, sprawdzając ich standard, wietrząc, włączając klimatyzację i licząc ręczniki oraz wodę mineralną.

Grupa już wie, że zmieniamy hotel. Uspokajam się nieco, pokoje są, zamiana na lepsze, będzie dobrze.

Pozorny spokój, bo na pewno zaraz coś się jeszcze wydarzy. Na szczęście spokojnie zasiadamy do pysznej kolacji i siedzimy sobie jeszcze długo, podsumowując nasz dzień. Kontrahent przyjedzie na chwilę, by przeprosić grupę za błąd i zamieszanie. Mnie pominął.

 

 


Następny dzień


Pojechali i napisali: