Estera Hess — podróżnik, traveler, pilot wycieczek zagranicznych, explorer, lingwista. Smakosz kuchni świata, amator sportów motorowych. Łowca przygód egzotycznych, ekspert w planowaniu indywidualnych wyjazdów zagranicznych. Doradca przy wyborze kierunku wakacji.
Pobudka niemal w środku nocy. Gdy na zegarkach wybija godzina 4:00, wszyscy jesteśmy już w autobusie i wyruszamy w drogę na południe Peru.
Po 200 kilometrach i trzech godzinach jazdy docieramy na słynny półwysep Paracas. Wsiadamy do łódki i zaczynamy rejs po Oceanie Spokojnym. Naszym celem są zwierzęta, piękne krajobrazy, ale również spuścizna dawnych cywilizacji. Tę ostatnią reprezentuje przepiękny geoglif Kandelabr. Dalej łódką podpływamy pod wyspy Ballestas, gdzie naszym oczom ukazują się pingwiny, rybitwy inkaskie, lwy morskie, pelikany, głuptaki, jak i słynne peruwiańskie kormorany.
Choć rejs opiewa w dodatkowe atrakcje, jak lekki prysznic przy większych falach, uśmiech nie schodzi nam z twarzy. Na koniec, wracając do zatoki, natrafiamy na stado niesamowitych delfinów, które jak na życzenie pływają wokół naszej łodzi. To był cudowny początek dnia.
Następnie po godzinie jazdy trafiamy do Oazy Huacachina. To kolejny punkt programu, który wywołuje w nas szereg pozytywnych emocji i adrenaliny. Eksplorujemy okoliczne wydmy na boogies, a ze szczytu jednej z wydm zjeżdżamy na deskach. Ile śmiechu, ile radości, ile adrenaliny. Uśmiechy nie schodzą nam z twarzy.
Na koniec dnia, udaje nam się dotrzeć do Nazca. Wcześniej zatrzymujemy się jednak przy słynnej wieży widokowej, z której podziwiamy pierwsze geoglify (dłonie, drzewo i jaszczurkę). To emocjonalny moment dnia. Więcej słynnych rysunków z Nazca zobaczymy jutro podczas lotu awionetką.
Wieczorem meldujemy się w naszym pięknych hotelu z klimatem hacjendy. A tak piękny dzień kończymy pyszną kolacją i występem lokalnego muzyka.
