Estera Hess — podróżnik, traveler, pilot wycieczek zagranicznych, explorer, lingwista. Smakosz kuchni świata, amator sportów motorowych. Łowca przygód egzotycznych, ekspert w planowaniu indywidualnych wyjazdów zagranicznych. Doradca przy wyborze kierunku wakacji.
Pierwszy trekking. Budzimy się wczesnym rankiem w sercu przepięknej Cortiny z radością że nie ma prognozowanego deszczu. Nasza radość nie trwa długo ponieważ tuż przed śniadaniem pojawia się najpierw drobny a potem całkiem intensywny deszcz. Przesuwamy więc trochę porę wyjścia w góry z nadzieją że przestanie padać. Niestety i o 9 nadal pada dość intensywnie.
Kilka z nas decyduje się jeszcze na szybkie zakupy w sklepie sportowym tuż obok naszego hotelu. I tak naszym łupem padają kurtka, kilka czerwonych i jedna niebieska peleryna. Teraz już profesjonalnie wyposażone możemy ruszać na szlak. Na szczęście jak tylko wyjdziemy z miasta przestaje padać i możemy zrzucić z siebie przeciwdeszczowe warstwy. Temperatura jest bardzo przyjemna a trasa wiedzie początkowo przez łąkę, a potem leśne ścieżki z widokiem na rzekę i kilka wodospadów. Przyzwyczajamy się do dużych plecaków i optymistycznie zmierzamy ku górze.
Po ok. 3 godzinach docieramy do Malga Federa, gdzie robimy sobie przyjemną przerwę na lunch, ale i kawę i ciasto. Tak posilone podchodzimy do ostatniego odcinka dzisiejszej trasy, który nie da się ukryć trochę da nam do wiwatu.
Docieramy do piękne położonego schroniska Croda da Lago i cieszymy się z naszego wspólnego sukcesu, jakim jest dotarcie do celu tuż przed kolejną falą deszczu.
Niektóre z nas jeszcze obchodzą jezioro Federa dookoła by jeszcze nacieszyć oczy widokami. Mamy też czas na saunę i relaks. To był wymagający dzień ale dał nam sporo satysfakcji.
