Estera Hess — podróżnik, traveler, pilot wycieczek zagranicznych, explorer, lingwista. Smakosz kuchni świata, amator sportów motorowych. Łowca przygód egzotycznych, ekspert w planowaniu indywidualnych wyjazdów zagranicznych. Doradca przy wyborze kierunku wakacji.
Nie ma zbyt długiego leniuchowania rano. Przed nami podróż do Samarkandy, a że jedziemy pociągiem musimy być na czas na dworcu. Jemy pyszne śniadanie, pijemy wspaniałą kawę i punktualnie ruszamy z bagażami w stronę dworca. Zajmujemy miejsca, skład wygląda na pełniusieńki.
Po niespełna dwóch godzinach jesteśmy już na miejscu. Pogoda równie piękna, nowy autobus i kierowca. Ruszamy od razu na zwiedzanie, zaczynamy od obserwatorium, potem Św. Daniel. Zanim dotrzemy na lunch odwiedzamy manufakturę jedwabiu. Wnuk założyciela oprowadza nas objaśniając kolejne etapy powstawania dywanów jedwabnych. Nas jednak bardziej interesują szale i chusty, niektóre z nas wypatrzą sobie także narzuty i bluzki.
Zasłużony lunch z widokiem na Meczet, a potem jego zwiedzanie. Na pobliskim bazarze smakujemy chałwy słonecznikowej. Czas na zakwaterowanie w hotelu i krótki odpoczynek. Na kolację jedziemy przez pół miasta do domu jednej z tutejszych gospodyń, u której zjemy pyszne pierożki i samarkandzki plov. Przyznajemy zgodnie, że to dotychczas posiłek numer 1.
Wesoło nam, udany dzień za nami, mała nasiadówka w lobby hotelowym. Jutro nie musimy się przeprowadzać i możemy pospać ciut dłużej.
