Estera Hess — podróżnik, traveler, pilot wycieczek zagranicznych, explorer, lingwista. Smakosz kuchni świata, amator sportów motorowych. Łowca przygód egzotycznych, ekspert w planowaniu indywidualnych wyjazdów zagranicznych. Doradca przy wyborze kierunku wakacji.
Dzisiaj żegnamy Los Angeles i jedziemy przez pustynię Mojave do Las Vegas. Mówimy Pacyfikowi do zobaczenia i po szybkim śniadaniu wyjeżdżamy z plątaniny autostrad na drogę do Miasta Grzechu. Krajobraz zmienia się z każdą milą, dopada nas też krótki, ale bardzo intensywny deszcz monsunowy.
Las Vegas zwiedza się wieczorem i w nocy, w dzień to miasto wybudowane na środku pustyni jest tak gorące, że nikomu nie chce się spacerować.
Po zameldowaniu w hotelu - a mamy pokoje z niesamowitym widokiem na miasto z 33 piętra - wychodzimy na spacer główną ulicą - The Strip - do sali koncertowej, w której obejrzymy przedstawienie Michael Jackson „One” by Cirque du Solei.
Przejście z jednej strony miasta na drugą zajmuje trochę czasu, zwłaszcza że przechodzi się przez całe kompleksy hotelowe, galerie handlowe i kasyna. Zatrzymujemy się przed słynnym hotelem Bellagio, by podziwiać tańczące przy muzyce fontanny.
Minęliśmy już Wenecję, Paryż, starożytny i nie tylko starożytny Rzym, wyspę skarbów, Nowy Jork, piramidy w Luxorze i zamek z czasów króla Artura. Wszystko to niekończące się centrum rozrywkowe - ale przecież właśnie po to wybudowane Las Vegas!
O koncercie mogę powiedzieć jedno: wspaniały! Muzyka, choreografia i przesłanie „One” - całość bardzo piękna i mocna.
Wychodzimy już na oświetlony Strip, czas na kolację i spacer do hotelu.
