Estera Hess — podróżnik, traveler, pilot wycieczek zagranicznych, explorer, lingwista. Smakosz kuchni świata, amator sportów motorowych. Łowca przygód egzotycznych, ekspert w planowaniu indywidualnych wyjazdów zagranicznych. Doradca przy wyborze kierunku wakacji.
Spotykamy się rano na śniadaniu, na które serwują w naszym hotelu między innymi wspaniałą pastę mas huni. To tradycyjne śniadaniowe danie na całych Malediwach - tuńczyk z wiórkami kokosa, limonka i oczywiście chili. Pycha!
A po śniadaniu czas sprawdzić, czy woda w oceanie jest faktycznie tak ciepła, na jaką wygląda. Pakujemy nasz sprzęt do snurkowania i ruszamy do portu, gdzie czeka już na nas łódka, którą ruszymy na spotkanie z rekinem wielorybim.
Łódź płynie wzdłuż brzegu wyspy, mamy więc okazję dokładnie się jej przyjrzeć - jest faktycznie długa!
Nasz pierwszy wskok do wody to snurkowanie tak zwane zapoznawcze - sprawdzamy sprzęt, powrót na łódź. Jest pięknie! Pod nami wspaniała rafa i mnóstwo kolorowych rybek.
A kolejny wskok już na hasło kapitana: "whale shark!" "jump!" "jump!" - no więc skakaliśmy z łodzi, jak się okazało prawie rekinowi na głowę. Na szczęście był kilka metrów głębiej! Widzieliśmy go w całej okazałości! Potężny, majestatyczny, nigdzie się nie spieszył. Ale emocje!
Potem wskoków do wody było jeszcze kilka i jeszcze jedno spotkanie z rekinem wielorybim. A pomiędzy poszczególnymi wskokami opalanie na łodzi, ciastka i podziwianie turkusu wody.
Wiecie, że jest takie pojęcie "błękitny umysł?". To stan głębokiego relaksu podczas kontaktu z wodą. Mamy nadzieję osiągnąć taki do końca naszego wyjazdu.
W hotelu czekał już na nas pyszny lunch - oczywiście ryż i ryba.
A popołudniowy czas wolny część grupy spędziła, sprawdzając, jak wydolny jest punkt medyczny na wyspie (działał bez zastrzeżeń, otrzymaliśmy wspaniałą pomoc), a część ruszyła plażą na sam koniec wyspy aż do miejsca, gdzie las palmowy zamienia się w długą na kilometr, piaszczystą łachę.
