Estera Hess — podróżnik, traveler, pilot wycieczek zagranicznych, explorer, lingwista. Smakosz kuchni świata, amator sportów motorowych. Łowca przygód egzotycznych, ekspert w planowaniu indywidualnych wyjazdów zagranicznych. Doradca przy wyborze kierunku wakacji.
Spotykamy się tym razem w Gdańsku, skąd mamy bezpośrednie połączenie do Tromsø. W zaledwie trzy godziny polecimy do Norwegii, i to aż 350 km za koło podbiegunowe. Będzie pięknie! Pomysł na wyjazd w poszukiwaniu zorzy polarnej zrodził się dokładnie rok temu. Wtedy była to moja urodzinowa niespodzianka, która okazała się tak wyjątkowa, że postanowiłam przekształcić ją w turystyczną przygodę.
I oto po roku, wraz z grupą 12 osób, lecimy polować na zorzę. Póki co jednak lądujemy w Tromsø, gdzie na zewnątrz, ku naszej radości, leży sporo śniegu. Na szczęście nie pada, mimo że prognozy zapowiadały opady.
Nie musimy czekać na bagaże, bo podróżujemy jedynie z podręcznymi walizkami. Czekamy na autobus, który zabierze nas do miasta.
Zamieszkamy w samym centrum, tuż nad wodą, z widokiem na miasto lub most. Oba widoki są teraz wyjątkowe, ponieważ miasto tonie w świątecznych dekoracjach.
To jednak dopiero początek dnia! Po krótkim odpoczynku spotykamy się w recepcji i idziemy na koncert w lokalnym kościele. To jedyny drewniany kościół w całej Norwegii. Zajmujemy miejsca i przez pół godziny delektujemy się wyjątkową muzyką.
Na scenie występuje śpiewaczka operowa w towarzystwie saksofonu, klarnetu i fortepianu. W kameralnym wnętrzu tego małego kościółka skandynawskie kolędy brzmią niezwykle magicznie.
