Relacje z podróży ESTA Travel - ESTA Travel
Biuro Podróży ESTA Poznań

Sokotra 20-27.10.2023

Moc emocji


26-10-2023

Zapowiada się na trudny dzień

Ja upieram się na powrocie do lasu drzew smoczych. Kontrahent ulega mi, choć z obawami wielkimi. Jednak najpierw zakupy w stolicy. Dla Filipa, którego pasją jest botanika, jedziemy do szkółki z małymi siewkami różnych endemicznych drzew i roślin Sokotry. Poznajemy i rozpoznajemy już całkiem sporo gatunków.

Zakupy w stolicy

W stolicy jak przeciąg robimy zakupy. Daktyle, chusty, miód, wpadamy na targ rybny i łapiemy głęboki oddech i jedziemy dalej. Każde napotkane auto z turystami gasi moje marzenie o noclegu pod drzewami smoczymi. Rafat przestał już odpowiadać na moje pytania. Zrozumiałam, nie odzywam się. Teraz zostawiam i tę decyzję jemu. Najpierw jednak docieramy do naszego miejsca na lunch, gdzie pogoda dzisiaj jest cudowna, niebieskie niebo, piękny widok na kanion i cudne drzewa smocze. Od razu mamy świetny humor i wielki zapał, by jechać dalej.

Wiem, co nas czeka, droga do lasu i bez cyklonu jest bardzo trudna i wymagająca. Z drugiej strony znam możliwości moich kierowców, ale to nie do mnie należy decyzja.

Zjazd do kanionu

Rafat nie ma zbyt optymistycznej miny, kiedy prosi mnie na bok. Bardzo racjonalnie stara mi się wytłumaczyć, że zjazd do kanionu jest zbyt ryzykowny, żadnej grupy tam jeszcze nie było po cyklonie, i tu następuje przełom. Widzę, jak w jego oczach nagle rozpala się chęć bycia pierwszą grupą pod drzewami smoczymi. Czuję, że za chwilę ruszymy w dół kanionu, ale spokojnie, na ile potrafię, czekam na decyzję ostateczną. Jestem zaskoczona, bo rozchodzimy się na nie, a nie na tak.

Ale to tylko zmyłka, bo już za chwilę wszyscy wskakujemy do aut i podejmujemy próbę dotarcia jednak na nasz camping.

Przed nami biegną chłopcy z wioski, którzy bez turystów już 5 dzień nie mają żadnych środków do życia. Z kilofami i prętami starają się odgarniać na boki co większe kamienie. Spotykamy kierowców innej grupy, wyraźnie niezadowoleni dyskutują z Rafatem i nie dają nam oczywiście żadnych szans na dotarcie na miejsce. Widzę, że to nakręca moich chłopaków jeszcze bardziej. My potulni jak baranki nie przeszkadzamy im w skupieniu. Jedni wolą ciszę, inni jadę z muzyką na maksa, Rafat przed samochodami sprawdza drogę, co jakiś czas wychodzą wszyscy, by przeturlać wielkie kamienie i udrożnić trasę.

Nie zapomnę wzroku grupy Rosjan, która pieszo dotarła na dno kanionu kiedy zobaczyli kawalkadę naszych aut zjeżdżających do samego kanionu. Zrobiliśmy coś, co było poza ich zasięgiem.

Choć to dopiero połowa trasy do sukcesu naszym kierowcom urastają skrzydła. Szef jeszcze bardzo skupiony, milczący. Choć wydaje mi się, że uśmiecha się coraz bardziej. My zadowoleni, ale i świadomi misji robimy zdjęcia, wymieniamy komentarze, by za chwilę podjąć kolejną próbę wjechania na samą górę kanionu po drugiej stronie.

Moje auto z kierowcą, który się uczy, jedzie jako pierwsze. Abdu ma kropelki potu na czole, jedzie w skupieniu, prosi o głośną muzykę, przegryza daktyle. Dla niego to test życia, jest numerem 1 i takim zostaje do końca. Zyskujemy kolejnego świetnego kierowcę. Zerkam na górę kanionu, mam nadzieję, że kuchnia dobrze odczytała nasze plany i ruszy za nami. Tam mam świetnego kucharza i kierowcę Sallaha – da sobie radę, choć wolałabym, żeby jechał z nami, a nie sam.

Teraz liczy się tylko droga w górę

Znowu wycofuję się do roli cichego szefa, bo nie wypada tu i teraz inaczej. Opony buksują, auta zsuwają się z trasy, trzepie nami na wszystkie strony. Nie myślę, że jutro trzeba tę drogę będzie pokonać jeszcze raz, w drugą stronę. Tym bardziej że mamy samolot. Teraz liczy się tylko droga w górę.

Po kilkunastu minutach widzę nasz cel. Chyba mam szkliste oczy, oddycham głęboko, choć szybciej niż zwykle. Ściskam kierowcę.

Docierają kolejne auta. Nie brakuje łez wzruszenia, raz, bo emocje, dwa, bo widoki. Rozbijamy namioty, a ja zabieram wszystkich na punkt widokowy. Łapiemy piękne słońce i niezapomniany widok na drzewa.

Jest obóz i kolacja

Jak wrócimy, obóz będzie stał, kucharz, który dotarł w międzyczasie, już pichci kozę, a na środku płonie ognisko. Wszyscy zachwyceni, takiego końca trasy nam było trzeba. Kiedy okazuje się, że nieopodal płynie strumyk ze słodką wodą i będzie można wziąć prysznic, jesteśmy w siódmym niebie. Wieczorem pyszna kolacja, kozina zrobiona według wytycznych Asiuni smakuje wybornie.

Podziękowania i zabawa

Potem rozkręcamy zabawę, ale zanim to nastąpi podziękowania. Lubię ten wieczór i robię go już po raz trzeci, każdy dostaje od nas napiwek, ale i każdy za zasługi zostaje wyściskany przez nas. To zawsze bardzo miły moment. Dzisiaj dodatkowo grupa hojnie wynagrodziła ekipę, szczególnie kierowców, za to, że nas tu dowieźli. Emocji co niemiara.

Wszyscy teraz cieszymy się pełnym księżycem nad nami, spaniem pod gwiazdami. Jest cudnie.

Dyskoteka dzisiaj międzynarodowa, najpierw muzyka jemeńska, potem polska, potem światowa, wszyscy bawią się świetnie.

Idziemy spać bardziej z rozsądku niż z potrzeby, otula nas noc. Marzena i Ula jeszcze długo będą rozmawiać pod drzewami.

My wreszcie zasypiamy. Gdzieś daleko przetacza się burza, widać błyski na niebie. Siedzę przed namiotem i obserwuję burzę. Nie może nam popsuć planów. Nie teraz.


Poprzedni dzieńNastępny dzień


Pojechali i napisali: