Estera Hess — podróżnik, traveler, pilot wycieczek zagranicznych, explorer, lingwista. Smakosz kuchni świata, amator sportów motorowych. Łowca przygód egzotycznych, ekspert w planowaniu indywidualnych wyjazdów zagranicznych. Doradca przy wyborze kierunku wakacji.
Dzisiaj zaczynamy Inca Trail. Pobudka jak zwykle w Peru bardzo wczesna. Wsiadamy do niebieskiego pociągu PERU TRAIL z przeszklonym dachem. Czujemy, że rozpoczyna się prawdziwa przygoda. Jedziemy wzdłuż rzeki Urubamba, a z dwóch stron skały i góry. Cudowne uczucie przeniesienia w czasie. Jakbyśmy byli w innym magicznym świecie.
Wysiadamy z czarodziejskiego pociągu na 104 km trasy. Jesteśmy w lesie deszczowym. Gorąco o wilgotno.
Przed nami trekking po okolicznych górach. Jesteśmy na wysokości ok. 2000 m n.p.m. Przed nami marsz przez dżungle z przewyższeniami ok. 700 metrów. Idziemy kamiennym szlakiem, mijamy ukryte w gąszczu roślin ruiny domów i spichlerzy inkaskich oraz ich słynne pola w formie tarasów. Czasami wspinamy się po bardzo stromych schodkach. W dole przepaść i dolina rzeki Urubamby.
Cały trekking zajmuje nam kulka godzin z krótkimi przerwami na odpoczynek i lunch. Słońce piecze na tej wysokości bezlitośnie, a drobne meszki, pomimo tego, że jesteśmy zabezpieczeni płynami przeciw insektom, zjadliwie nas witają na szlaku.
W końcu dochodzimy do tzw. Bramy Słońca i naszym oczom ukazuje się widok na zaginione miasto Inków Macchu Picchu i górę Wayna Picchu. Widoczność jest znakomita. Podchodzimy jeszcze bliżej do tego magicznego miejsca. Jutro od rana będziemy mieć możliwość zwiedzania. Dzisiaj zjeżdżamy busem krętą drogą do Alias Callientes — miasteczka turystycznego, które powstało od czasu kiedy można zwiedzać i eksplorować słynne Macchu Piccchu. To mekka podróżników i poszukiwaczy przygód. Kolorowa, wesoła, roztańczona, pełna oryginalnych barów i restauracyjek.
